Jak to klątwa czereśnie jadać kazała...

Recenzja książki Klątwa karłowatych mnichów
Coraz częściej czytuję pozycje literatury polskiej i, co najlepsze, coraz częściej te tytuły są coraz lepsze. Można spotkać wiele osób, które stronią od polskich tytułów, jednak jest to błąd, bowiem mamy w naszym kraju sporo utalentowanych pisarzy. Do tego grona mogę śmiało zaliczyć panią Wiolettę Zatylną, której książka „Klątwa karłowatych mnichów” do tej pory wywołuje na mojej twarzy uśmiech. Spowita w sporą dawkę humoru fabuła przedstawia się interesująco, a sama lektura wciąga już od samego początku. Do tego barwne postacie, świetne dialogi oraz ciekawe wątki dają efekt bardzo dobrze skomponowanej książki.

Ewa, w dniu swojego ślubu, niewytłumaczalnym sposobem znajduje się na murze kościelnym i ze smakiem zajada się czereśniami. Widoczny brak wsparcia ze strony najbliższych powoduje, że kobieta ucieka z pomocą szalonego szofera. Zastanawiając się nad powodem tego zajścia, Ewa postanawia dowiedzieć się, czy w jej rodzinie zdarzyły się już podobne przypadki. Z pomocą babci Neli oraz zwariowanego szofera i bliskiego przyjaciela zagłębia się w różne zapiski na temat swoich przodków. Okazuje się, że niegdyś panienka Maszkowska, daleka krewna, kradła czereśnie znad muru kościelnego, przez co wysłana została do klasztoru. W uzupełnieniu o rodzinne opowieści Ewa dowiaduje się o klątwie, która ciąży nad jej rodziną. Klątwie karłowatych mnichów…

Do przeczytania nie musiałam się długo przekonywać, sam pomysł wydał mi się wystarczająco ciekawy, aby sięgnąć po tą książkę. Zastanawiałam się, co może oznaczać ta klątwa karłowatych mnichów, dlaczego związana jest z czereśniami i młodymi kobietami. Przyznam, że po poznaniu odpowiedzi na te pytania jestem całkowicie usatysfakcjonowana rezultatem, a treść lektury na długo pozostanie mi w pamięci. No ale po kolei. Książkę czyta się bardzo dobrze i z ogromnym entuzjazmem, a jest to wynik mnóstwa komediowych scen i barwnego języka, jaki zastosowała autorka. Wypowiedzi bohaterów nie raz zwalają z nóg, a ciekawe powiedzonka zostają w pamięci. Ponadto fabuła nie jest wymagająca, lekkie i przyjemne perypetie postaci dostarczają mnóstwa emocji, zapewniając sporą dawkę ciekawych przygód. Bardzo miło spędza się z nią czas, który biegnie nieubłagalnie szybko, niemal niezauważalnie nastaje koniec lektury.

Bardzo ważnym elementem, który nadaje wyraz całej fabule, są jej bohaterowie. Stanowią oni mechanizm, który napędza akcję, ich barwne osobowości dopełniają całość. Chociaż każdy z nich ma w sobie to „coś”, co sympatyzuje go z odbiorcą, to najbardziej wyróżnia się chyba pan Walenty Kołatek, szofer, który pomógł Ewie uciec sprzed kościoła. Jego niesamowicie śmieszne oraz pomysłowe powiedzonka bawią wprost do łez, upodobanie do filmów przenosi na życie codzienne, porównując ludzi i sytuacje do ich odzwierciedlenia kinowego. Pan Valentino vel Walenty emanuje radością, jego sympatyczna osobowość z pewnością uzyska niejednego fana. Osobiście bardzo go polubiłam, starszego mężczyznę zaklinającego na „puchnące parówki” bądź „na pingwina Kleofasa” wprost nie da się nie lubić…

„Klątwę karłowatych mnichów” czyta się bardzo miło, lekka i przyjemna lektura świetnie nadaje się na każdy dzień w roku. Szybkie tempo akcji wpływa na tempo czytania, podobnie jak zgrabny styl pani Wioletty. Znajdziemy w niej sporo ciekawych wątków, od tajemnicy (czym jest owa klątwa) po romans (Ewa i Watek) oraz wiele, wiele innych. Polecam każdemu tą książkę, nie ma ona bowiem żadnych barier czytelniczych, każdy się w niej odnajdzie. Dobrze spełnia rolę niewymagającej lektury, nadaje się w sam raz na letnie dni. Zachęcam do przeczytania.
0 0
Dodał:
Dodano: 12 VII 2012 (ponad 12 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 539
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Jadźka
Wiek: 31 lat
Z nami od: 08 III 2012

Recenzowana książka

Klątwa karłowatych mnichów



Ewa, powodowana niewytłumaczalnym impulsem, w dniu swojego ślubu wywołuje mały skandal. Ląduje bowiem na kościelnym murze i łakomie zajada czereśnie rosnące w zasięgu jej rąk. Nie znajdując wsparcia w rodzinie ani przyszłym małżonku, ucieka sprzed kościoła w towarzystwie zwariowanego szofera. Dręczy ją pytanie, jakim cudem wbrew sobie znalazła się na kościelnym murze, połykając ze smakiem czereśn...

Ocena czytelników: 3.25 (głosów: 2)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0