nie ta ręka, nie ten pędzel

Recenzja książki 7 Kolorów Tęczy
Książkę dostałam do zrecenzowania od Wydawnictwa Magia Słów. Wspominam o tym, bo raz - wyraźnie mnie o to poproszono, dwa - gdybym kupiła tę książkę sama, okrutnie żałowałabym wydanych pieniędzy. Ale od początku.

Pierwszy zarzut, jaki względem książki mam (i niech będzie, że się czepiam), tyczy się korekty. Ilość niepoprawnie, w nadmiarze lub zupełnie bezsensownie wstawionych przecinków (lub też ich brak, gdy naprawdę są potrzebne) przyprawił mnie o zawrót głowy. Do tego stopnia, iż na stronie 144 nie wytrzymałam i zapisałam na marginesie drobnym maczkiem: nieodparta pokusa chwycenia za ołówek i poprawienia interpunkcji. Poza tym liczne niekonsekwencje - rozumiem spolszczanie angielskich słów (takie choćby bejbi), ale nie rozumiem w takim razie, skąd wzięło się okey? Czemu nie okej albo oryginalnie okay? Niby błahostka, a mierzi. Pracuje się też przy, a nie na komputerze. Wiem, autor nie musi być za pan brat z ortografią czy interpunkcją, a poprawna polszczyzna nie musi być jego mocną stroną, ale od tego są korektorzy. A tutaj korektor, brzydko mówiąc, nawalił. Niektórym może to nie przeszkadzać, ale ja niefortunnie należę do tego wąskiego grona, które nie potrafi w pełni odczuć przyjemności czytania, gdy na stronie wyskakuje błąd za błędem (nie ważne, jakiego sortu).

Na stronie 123 odnotowuję ołówkiem pytanie: ile procent Moniki Sawickiej jest w książce w stosunku do całej reszty? i pytanie to nie opuszcza mnie już do samego końca. Odpowiedź jest raczej smutna, niewiele autorki w jej własnej książce. Historie dwóch kobiet są same w sobie krótkie, cała reszta to niesamowicie długie cytaty (a może trafniej brzmi fragmenty?), które pojawiają się w trakcie rozmów między bohaterami jako ich wypowiedzi, zapiski w zeszycie czy korespondencja e-mail. Nie pasują jednak ani długością, ani poziomem języka, ani nawet prawdopodobieństwem zaistnienia w świecie rzeczywistym (mogę sobie wyobrazić, że dwie przyjaciółki rozmawiają o efekcie motyla, ale recytowanie przy tym pełnych wzorów matematycznych, gdy żadna z pań matematyką się nie zajmuje, czyni scenę nierealną i, co za tym idzie, śmieszną). Czegóż więc w "7 kolorach tęczy" uświadczymy? Kilku listów Sobieskiego do Marysieńki, w całości i z zachowaniem ówczesnej, XVII-wiecznej polszczyzny, kilku uczniowskich wypracowań ze stron typu sciaga.nauka.pl czy pl.shvoong.com, definicji efektu motyla i demona Laplace'a z wikipedii, całości artykułu z Wysokich Obcasów odnośnie tureckich prostytutek, recenzji filmu "Your name is Justine" (2005, reż. Franco de Pena), obszernych fragmentów książek Deepaka Chopry, Allana i Barbary Pease, Phila Bosmansa, Paulo Coelho, Williama Whartona, rzekomej opowieści indyjskiej, do której nawet przypisu brak, a krążyła w roku bodajże ubiegłym po Sieci w formie e-maila i prezentacji pdf, plus kilku innych fragmentów, fragmencików i cytatów. Dużo tego.

O samej historii, a właściwie o dwóch historiach dwóch różnych kobiet, nie napiszę nic. Przekornie. Nie napiszę nic, bo gdybym zaczęła pisać, musiałabym powiedzieć dokładnie, co mnie irytowało, a tym samym musiałabym zdradzić finał (-y) owych historii, przez co zepsułabym czytelnikowi niespodziankę. Mogę natomiast z czystym sumieniem stwierdzić, że zarówno nagły zwrot akcji w opowieści o Mariji, jak i nagromadzenie tragedii wszelakich w życiu Hanki zupełnie do mnie nie przemawiają.

Nie wiem, jaki był debiut Moniki Sawickiej, może faktycznie była to książka dobra i dlatego pozytywnie się o niej wypowiadano. "7 kolorów tęczy" książką dobrą nie jest. Czyta się trudno, irytuje płaskość języka i przechodzenie w przydługie cytaty, fragmenty z założenia erotyczne nie wywołują żadnych emocji, poza ewentualnym znużeniem, niecierpliwością lub niesmakiem, a sama historia jednej czy drugiej kobiety zupełnie nie wciąga. Może gdyby Sawicka dłużej kazała czytelnikowi czekać na kolejną powieść i zamiast sklejać w całość wyszperane w Sieci czy książkach mądrości napisała coś rzeczywiście własnego, wyszłoby z tego chociażby przyjemne czytadło. A może ja należę do grupy tych bardziej wymagających czytelników i, jak już wspomniałam na początku, się czepiam.

//źródło: http://polekturze.blox.pl/2009/11/7-kolorow-teczy.html
Dodał:
Dodano: 19 XII 2009 (ponad 15 lat temu)
Komentarzy: 1
Odsłon: 594
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Dodano: 27 XII 2009, 10:13:22 (ponad 15 lat temu)
0 0
Zgadzam się z autorką recenzji!

Autor recenzji

Imię: Agnieszka
Wiek: 35 lat
Z nami od: 16 XII 2009

Recenzowana książka

7 Kolorów Tęczy



Autorka Monika Sawicka w swej najnowszej książce "Siedem kolorów tęczy" rozlicza się z przeszłością i zarazem pisze życiorys, według którego sama chciałaby żyć. Daje Czytelnikowi dwie książki w jednej, dwie mogłoby się wydawać różne historie, ale spięte klamrą, mające wspólny mianownik.

Ocena czytelników: 1.5 (głosów: 4)
Autor recenzji ocenił książkę na: 1.0