Lekki kryminał bez odrobiny fałszerstwa. Grzegorz Kozłowski

Recenzja książki Odrobina fałszerstwa
Odrobina fałszerstwa to druga (po Precz z brunetami) powieść Marty Obuch. Jak domyślamy się już po tytule, chodzić będzie tym razem o sprawę fałszerstwa dzieł sztuki. Gdyż, co możemy wywnioskować z umieszczonych na końcu podziękowań, dobrze przyjęta przez czytelników autorka, wypytawszy się kogo trzeba i podszkoliwszy się nieco w tej dziedzinie, postanowiła wejść w ten stworzony przecież (to już nasza dopowiedź) dla kryminału świat. Tytuł na okładce. Podziękowania na końcu. Co w środku? Klasyczny zamknięty krąg, kilka osób mniej lub bardziej związanych z Śląskim Domem Sprzedaży Dzieł Sztuki w Katowicach. Każdy coś nowego wnosi do sprawy, jakoś go ona dotyczy. Młoda feministycznie nastawiona do życia, zakochana nagle Jola na tropie przestępstwa. Zgrabnie rozsypane elementy układanki. Znajoma znajomego, brat szwagierki, każdy ma coś wspólnego z Justynem Praczem, oraz sprawą fałszerstwa jego obrazu Piękni 1981.



To jeden z tych kryminałów, w których wciągnięci w przestępczą bądź co bądź intrygę bohaterowie tryskają bez przerwy humorem, nie są przerażeni, angażują się w ciemną sprawę, podążając bez oporu za różnymi pomysłami autorki. Jakby byli świadomi tego, że jest to tylko książka, ładnie uszyty kryminał. Jakby nie chodziło o ogromnej wartości dzieła sztuki, ale o kradzież szkolnego dziennika czy sprawę fałszowania usprawiedliwień. To oczywiście kwestia stylistyki czy raczej gatunku. Obuch świadomie wpisuje się przecież ze swoimi powieściami w tradycję komedii kryminalnej. Wprowadza do powieści śmieszne obrazki własnego autorstwa, szpikuje powieść śmiesznymi zdarzeniami i zbiegami okoliczności, filtruje świat przedstawiony przez poczucie humoru feminizującej Joli – pani detektyw z przypadku.



Taka właśnie lekkość świata przedstawionego pociąga za sobą dwie przynajmniej konsekwencje. Pierwsza jest taka, że bardzo trudno wziąć na poważnie fragmenty książki będące próbą odbicia świata damsko-męskich relacji. Autorka w kilku wątkach dotyka ich jakby na poważnie, równocześnie ową powagę właśnie poprzez przyjętą stylistykę unieważniając. I tak też nawet historia „łajdaczenia się” Ali (koleżanki Joli) nie zostaje doprowadzona do końca, ponieważ w pubie „U Zbyszka” sami mili panowie i tylko flagę gotowej się na złość mężowi „łajdaczyć” kobiecie podpisali. Taka jest cała ta powieść. To raczej rozrywka niż refleksja, nawet tam gdzie zaczyna się podejrzanie do refleksji zbliżać. To wszystko związane jest zresztą z drugą ze wspomnianych konsekwencji, którą przekuć można ostatecznie na zaletę. Otóż Odrobinę fałszerstwa czyta się dobrze i lekko. Bo kiedy już zaakceptujemy stylistykę i reguły gry, możemy się wreszcie dać wciągnąć w rozplątywanie zagadki. Wcielając się raz w Jolkę, raz w tajemniczego długowłosego Jacka odkrywać kolejne zbliżające nas do prawdy fakty. Odrobina fałszerstwa to powieść kryminalna napisana na zasadzie: wiemy co, ale nie wiemy kto i jak. Wszystkiego domyślamy się tu po kolei. Podążamy za bystrym umysłem Joli, przeżywamy wraz z nią romans z Jackiem (prawie bym zapomniał!), a największą frajdę sprawiają nam momenty (a jest ich sporo), kiedy wyprzedzamy jej tok rozumowania. Momentami chcielibyśmy nawet pomóc bohaterce, która nie potrafi w mig odkryć rzeczy oczywistych. Tak czy owak dajemy się bowiem ponieść i porównujemy własne domysły z długim wyjaśnieniem na końcu powieści.

Cała historia ostatecznie więc wciąga, nawet jeśli czasami męczą wspomniane nadmiernie wyeksponowane wątki, a zmęczenie miesza się z powracającym zdziwieniem, że to naprawdę jest tak właśnie napisane: /Jeden pocałunek, wielkie mi co! Zwykły, teatralny występ dla Filipa. Żeby jeszcze ten buziak wyszedł im jakiś dziamdziowaty albo mdły… Ale tak porażający?! Do dziś robiło jej się dziwnie, kiedy wspominała to zetknięcie warg, tę bliskość, żar. Ach! Nie miał się Jacuś czego wstydzić, oj nie miał. Czy ma się zaś czego wstydzić Marta Obuch? Chyba nie. Czepiam się. Przyjąłem już, że taka po prostu stylistyka tej okraszonej śmiesznymi obrazkami książki. Po prostu natrętne frazy wracają, jak wracały podczas lektury, nie pozwalając mi jako czytelnikowi zobaczyć w nich ironii, ale po prostu pewien stający się manierą nieskomplikowany sposób pisania.



Na koniec dodać należy, że ów „sposób pisania” jest przecież sposobem tworzenia kryminału i że właśnie od tej strony, od strony konwencji ostatecznie zobaczyć należy powieść Marty Obuch. Do wszystkich wcześniejszych uwag należy więc dodać, że nie jest to książka, która by jakoś ową konwencję przekraczała, twórczo modyfikowała czy rozciągała. Przeciwnie, trudno dopatrzeć się tu tytułowej „odrobiny fałszerstwa”. Jest to raczej dobrze wykonana robota, sprawnie napisana książka, której Autorka wcale nie ma zamiaru uciekać od porównań z wcześniejszymi tego typu dokonaniami na polskim gruncie (patrz liczne porównania do Chmielewskiej). Dla Marty Obuch pisanie jest po prostu – tak kiedyś powiedziała – frajdą, radością i przyjemnością. I pewnie czymś podobnym będzie czytanie jej nowej książki dla tych, którzy lubią i znają ten rodzaj twórczości, oczekują od niej właśnie tego, co chce i może im ona dać.



Wyobrażam więc sobie kilka rodzajów czytelników tej książki. Pierwsi to ci, którzy od konwencji kryminału oczekiwaliby czegoś więcej i których na przemian książka będzie bawić interesować i męczyć. Drugim będzie się podobać, bo przeczytali wcześniej Precz z brunetami i potrzebują podobnej lektury na weekend. A trzeci? To grupa pozostająca gdzieś na przecięciu dwóch pierwszych. Oni przeczytają choćby im się miało nie podobać. To koneserzy gatunku, którzy zasiądą do lektury i niczym koneser, badacz obrazów (w tym kręgu przecież pozostajemy) szukać będą podobieństw, wzorów, porównywać z oryginałem (z rozległą tradycją gatunku). I jeśli znajdą jakąś tytułową „odrobinę fałszerstwa”, to będzie to oznaczało, że książka, która według mnie do kryminału zbyt wiele nie wnosi, ma jednak jakieś indywidualne piętno. Bo bez osobistej ekspertyzy jak zwykle się nie obędzie. A ja mogłem coś przeoczyć.
Dodał:
Dodano: 21 VI 2012 (ponad 12 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 554
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 45 lat
Z nami od: 21 VI 2012

Recenzowana książka

Odrobina fałszerstwa



W domu aukcyjnym, gdzie pracuje Jola, zaczynają się dziać rzeczy co najmniej dziwne. A wszystkie dotyczą pewnego obrazu. Niepokój głównej bohaterki podziela Jacek – sympatyczny młodzieniec ze sklepu z antykami ubrany może niezbyt gustownie (czarne żołnierskie buciory plus garnitur) – ale ceniący sztukę. Jola musi podjąć kilka ważnych decyzji, od których zależeć będzie przyszłość wielu osób. Nie wa...

Ocena czytelników: 5.33 (głosów: 3)
Autor recenzji ocenił książkę na: 6.0