Drogi Czytelniku! Lektura „Szukając Noel” już za mną. Książka leży jeszcze obok. Spoglądam na przepiękną okładkę i wracam myślami do powieści. Łzy jeszcze nie obeschły na moich policzkach, myśli uparcie krążą wokół książki, a ja miałabym ochotę czytać ją jeszcze raz. Wiem, że dzisiejszego dnia nie będę w stanie skupić się na niczym innym. Zastanawiam się, kim jest mężczyzna, który napisał taką książkę. Nie mam za to najmniejszych wątpliwości czyj głos przez niego przemawiał.
„…anioły czasem przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię.”
Mieliście może w swoim życiu chwile, kiedy cały świat Wam się walił? Kiedy nieszczęścia chodziły nie parami, a całymi gromadami, a jedno traumatyczne przeżycie goniło następne? W takim właśnie momencie rozpoczyna się opowieść Marka. Życie zaserwowało mu całą serię ciosów poniżej pasa. Nic więc dziwnego, że czuje się znokautowany. Ma dość. Tak bardzo dość, że jego myśli krążą wokół spraw ostatecznych. I wtedy pojawia się Macy. Dziewczyna anioł, choć z krwi i kości, równie zagubiona jak on, lecz już pogodzona z życiem.
„ten sam podmuch jeden płomień gasi, a drugi wzmacnia.”
Gdy poznawałam historię Macy zastanawiałam się, jak to możliwe, że ktoś, kogo los tak okrutnie doświadczył, jest jednocześnie osobą pełną miłości, ciepła i ufności. Życie potraktowało ją okrutnie, a mimo wszystko wyszła z tego silniejsza i gotowa aby nieść pomoc innym. Mark cały czas był przekonany, że Macy pojawiła się w jego życiu aby go uratować. Czas pokazał jednak, że obydwoje byli sobie bardzo potrzebni. Macy, szukając Noel musiała cofnąć się do swojej przeszłości, przeszłości, którą wolałaby wymazać na zawsze z pamięci. Mark szedł z nią tą trudną drogą. A kim jest Noel? Tego już Czytelniku musisz dowiedzieć się sam.
Dotychczas twórczość Richarda Paula Evansa znana mi była jedynie z recenzji moich koleżanek blogowiczek. Mimo wszystko nie byłam tak do końca przygotowana na to co mi ta książka przyniesie. Richard Paul Evans razem ze swoimi bohaterami Markiem i Macy, w subtelny sposób zabrał mnie na niebezpieczną wyprawę w głąb samej siebie. Dzięki Niemu dotarłam do pokładów uśpionych emocji, przysypanych szarością dnia codziennego. Nie wiem, jak Autor tego dokonał, ale książka tchnie spokojem mimo trudnych tematów w niej poruszanych. W trakcie lektury mój umysł wyciszał się i chłonął jak gąbka mądrości życiowe, których w powieści nie brakuje.
Przeczytajcie tę książkę koniecznie. To taka moja osobista prośba. Powieść niesie spokój i podbudowuje wiarę, a przy tym daje nadzieję, że gdy zajdzie taka potrzeba i my spotkamy swego ziemskiego anioła.
„Zwykle, zanim życie wręczy nam swoje najwspanialsze prezenty, owija je starannie w największe przeciwności losu"
Recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/2012/04/szukajac-noel-ri...