Jesienna miłość - Nicholas Sparks

Recenzja książki Jesienna miłość
Nicholasa Sparka nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Większość czytelników doskonale zna to nazwisko i z pewnością miało okazję przeczytać niektóre jego książki. Dla tych, którym to nazwisko jest obce, mogę jedynie w skrócie napisać, że swoją pisarską karierę rozpoczął od napisania powieści "Pamiętnik", która została wydana w 1997r. Kolejne jego książki przez wiele miesięcy nie schodziły ze światowych list bestsellerów. Jest to jeden z tych pisarzy, po którego powieści chętnie sięgają realizatorzy filmowi. Swego czasu oglądałam piękny film, melodramat pt "Szkoła uczuć". Historia opowiedziana w filmie na długo zapadła mi w pamięci, a podczas samego seansu z moich oczu płynęły łzy. Jakiś czas później dowiedziałam się, że jest to adaptacja filmowa jednej z książek Nicholasa Sparksa pt "Jesienna miłość". Do tej pory nie miałam przyjemności czytania żadnej z jego książek, a jako że chciałam zapoznać się z twórczością autora postanowiłam, że dobrze będzie sięgnąć po historię, na podstawie której nakręcono piękny film. Sięgając po książkę miałam pełną świadomość tego, że z całą pewnością nie zawiodę się na tej powieści. Zdawałam sobie również doskonale sprawę i z tego, że czytając, będę jednocześnie dopatrywała się różnic i podobieństw pomiędzy obejrzanym filmem, a czytaną właśnie powieścią. Co z tego wynikło? Czytajcie dalej, to się dowiecie.

"Kiedy miałem siedemnaście lat, moje życie odmieniło się na zawsze. Gdy dzisiaj, czterdzieści lat później, przechadzam się ulicami Beaufort i rozmyślam o tamtym roku pamiętam wszystko tak wyraźnie, jakby te wydarzenia nadal rozgrywały się przed moimi oczyma" [str. 202]

"Nazywam się Landon Carter i mam siedemnaście lat. Oto moja historia; przyrzekam, że niczego nie opuszczę. Najpierw będziecie się uśmiechać, potem zapłaczecie... nie skarżcie się później, że was nie ostrzegałem." [str. 11]


W zasadzie powyższe słowa powinny wystarczyć za zachętę, aby sięgnąć po tę książkę. Jednakże zrobię wszystko tak, jak należy - przybliżę Wam nieco opowiedzianą w powieści historię, a potem jedynie do Was będzie należała decyzja, czy sięgniecie po tę książkę, czy też zapomnicie o tym tytule na zawsze...

Landona Cartera poznajemy w dniu, kiedy ma 57 lat i wraca pamięcią do roku 1958, do swojego rodzinnego miasteczka Beaufort położonego nad morzem w pobliżu Morehead City w Karolinie Północnej. Czterdzieści lat wcześniej jako siedemnastoletni chłopak był taki sam, jak reszta jego rówieśników. Od czasu do czasu lubił trochę narozrabiać, na co dzień spotykał się ze swoimi przyjaciółmi, a czasami w nocy spotykał się ze swoją paczką na miejscowym cmentarzu, aby siedząc w gronie przyjaciół zajadać się orzeszkami opowiadając sobie przeróżne historie. Większość osób mogłaby powiedzieć krótko, że jest to typowy, nieodpowiedzialny nastolatek. Jednak nie był on do końca takim znów zwyczajnym chłopakiem. Wychowywał się bowiem w domu, w którym historia rodzinna miała głębokie korzenie i w której opinia o przodkach nie była zbytnio pochlebna. Landona wychowywała w zasadzie jedynie matka, gdyż ojciec, będący kongresmanem, przez większość roku był poza domem pracując w Waszyngtonie. Miłość matki nie mogła mu wynagrodzić braku ojcowskiej uwagi i męskiego wzorca do naśladowania. Wszystko wskazywało na to, że Landon wyrośnie na niezbyt odpowiedzialnego mężczyznę, w ogóle nie martwiącego się o swoją przyszłość. Wszystko zmienia się jednak, kiedy na jego drodze staje niepozorna Jamie Sallivan, jego rówieśniczka, a zarazem córka miejscowego pastora. Od tego momentu życie Landona wywróci się dosłownie do góry nogami i podważone zostaną wszelkie wartości i zasady, którymi do tej pory się kierował. Co takiego uczyniła Jamie? Jakie relacje łączyły ją z Landonem? I najważniejsze... dlaczego dorosły już mężczyzna, po czterdziestu latach od pierwszego spotkania z Jamie, nadal wraca pamięcią do tamtego roku i wyraźnie pamięta wydarzenia z tamtego okresu? Dlaczego stały się one dla niego tak bardzo ważne?

Książka jest po prostu piękna. To krótkie zdanie wystarczyłoby za całość podsumowania, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że należy napisać coś więcej na jej temat. Jak już wspominałam, wpierw obejrzałam ekranizację tej książki, a dopiero teraz przeczytałam powieść. Znając historię opowiedzianą w filmie z łatwością mogłam dopatrywać się różnic i podobieństw pomiędzy książką a filmem. I muszę przyznać, że jest tego dość sporo. Owszem, główny wątek książki, jest taki sam. Bynajmniej doszukałam się wielu rzeczy, które w ekranizacji zostały pominięte, oraz takich, które w filmie się znalazły, a natomiast w książce w ogóle ich nie było. Wiem, wiem, zdaję sobie doskonale sprawę, że ekranizacja czyjejś powieści nie musi być zasadniczo idealnym odwzorowaniem książki, a jedynie opierać się na historii w niej opisanej. I jeśli mamy się trzymać tego stwierdzenia, to nie ma do czego się przyczepić. Jeśli miałabym wybrać, która historia jest lepsza, to z całą mocą wybrałabym tę opisaną w powieści.

Bohaterowie są doskonale przedstawieni. Razem z nimi przeżywamy historię, która stała się ich udziałem. Razem się śmiejemy, kiedy są ku temu powody, a zarazem wspólnie ronimy łzy, kiedy wydarza się jakieś nieszczęście. Nie mogę pisać więcej na ten temat, gdyż musiałabym dopuścić się streszczania książki, a nie o to przecież nam tutaj chodzi. Bynajmniej można jednoznacznie stwierdzić, że pan Sparks potrafi doskonale wykreować swoich bohaterów; opisać targające nimi uczucia w taki sposób, że potencjalnego czytelnika chwytają za serce i są powodem wielu wzruszeń.

Język powieści jest bardzo plastyczny i wyrazisty, prosty i zrozumiały dla każdego. Historia opisana w książce do łatwych z pewnością nie należy i jeśli nie lubicie tego typu książek, to lepiej odpuście sobie lekturę. Pan Sparks umiejętnie gra na ludzkich uczuciach. Podczas lektury, mimo że znałam historię z filmu, wielokrotnie musiałam powstrzymywać się, aby nie wybuchać płaczem. Nie ma tu mowy o jakiejś wartkiej akcji, gdyż są to po prostu wspomnienia starszego już człowieka, który wraca pamięcią do najszczęśliwszego okresu swojego życia, mimo że ten okres przyniósł mu również całą masę bólu. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się z zapartym tchem i jest bardzo ciekawą lekturą. Czy polecam ją innym? Z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla fanów pana Sparksa, jak również dla wszystkich tych, którzy lubią historie chwytające człowieka za serce. Osobiście jestem bardzo zadowolona, że wybrałam właśnie ten a nie inny tytuł na pierwsze spotkanie z twórczością autora i dzięki temu wiem już, że będę chciała zapoznać się z innymi jego książkami.

recenzja z mojego blogu: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/06/40-jesienna...
0 0
Dodał:
Dodano: 15 VI 2012 (ponad 13 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 593
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 41 lat
Z nami od: 12 IV 2012

Recenzowana książka

Jesienna miłość



Jest rok 1958. Beztroski siedemnastolatek, Landon Carter, rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej. Jego ojciec kongresman pragnie, by syn zrobił karierę - tymczasem Landon, podobnie, jak reszta klasy, nie zaczął jeszcze zastanawiać się, co zrobić z dorosłym życiem. Jedynie Jamie Sullivan, cicha, spokojna dziewczyna opiekująca sią owdowiałym ojcem, pastorem, jest inna. Nie rozstaje się...

Ocena czytelników: 5.08 (głosów: 180)
Autor recenzji ocenił książkę na: 6.0