Richarda Paula Evansa chyba specjalnie nie muszę Wam przedstawiać. Jego powieści wydawane są w milionowych nakładach i rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Każda szybko staje się bestsellerem. Zapadają w pamięć i w serce. Pokuszę się o stwierdzenie, że ten, kto przeczytał jedną jego powieść, szybko będzie szukać następnych. Tak było w moim przypadku. Przygodę z twórczością tego Autora zaczęłam od książki „Szukając Noel”, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Gdy tylko nadarzyła się okazja przeczytania „Kolorów tamtego lata”, nie zastanawiałam się ani chwili. Dużym atutem książki jest jej autentyczność, gdyż według słów Autora, historia w niej opowiedziana wydarzyła się naprawdę.
Za oknem deszcz. Niebo zasnute ciemnymi chmurami, wiatr szarpie gałęzie drzew. A ja z moją ulubioną kawusią, otulona mięciutkim kocykiem, daję się porwać Richardowi Paulowi Evansowi do Florencji. Razem z nim siadam przy basenie i słucham historii nieznanej kobiety. Eliana, bo tak ma na imię, jest Amerykanką. Do Włoch przyjechała wraz z mężem, rodowitym Włochem. Jej życie z pozoru jest jak z bajki. Piękna, utalentowana malarka, z małego amerykańskiego miasteczka przeniosła się do jednego z piękniejszych miejsc na świecie. Ma wszystko czego zapragnie: ślicznego synka, przystojnego męża, piękny dom z winnicą i mnóstwo pieniędzy. Tak właśnie wygląda życie Eliany. Z pozoru. Nam, za sprawą Autora, dane było zajrzeć głębiej. I nagle historia tej pięknej kobiety nabiera innego wymiaru. Widzimy dziecko chore na astmę i rozpacz matki, której nie raz przyszło bezsilnie patrzeć, jak syn walczy o życie. Widzimy męża, który w domu pojawia się na kilka dni w miesiącu, nie dba o dziecko, lekceważy żonę i zdradza ją przy każdej okazji. Eliana jest rozpaczliwie samotna. Żyje jedynie miłością do syna, sztuki i piękna, które ją otacza. I wtedy właśnie przypadek (a może nie?) stawia na jej drodze Rossa. Mężczyzna, podobnie jak i Eliana, jest zagubiony i ciężko zraniony. W pięknych krajobrazach i sztuce próbuje znaleźć zapomnienie. Chce uporać się ze swoją przeszłością, choć nie wierzy, że jest mu pisane szczęście. Ich związek jest od początku na straconej pozycji. Czy będą mieli dość siły aby zawalczyć o siebie?
Pierwsze wydanie tej powieści nosiło tytuł „Ostatnia obietnica”. Wydaję mi się, że ten tytuł bardziej pasował do treści. Kto czytał, ten wie co mam na myśli. Richard Paul Evans i tym razem mnie nie zawiódł, choć powieść ma troszkę inny klimat niż „Szukając Noel”. Zabrakło mi tego szczególnego nastroju, który odnalazłam w tamtej książce. Za to w „Kolorach tamtego lata” Autor przepięknie i bardzo sugestywnie opisał Florencję i jej okolice, rozsmakowując czytelnika w krajobrazach, potrawach, a także w sztuce. Wszystko to zostało napisane pięknym, prostym językiem. Evans, jak zwykle porusza tematy bliskie nam, kobietom, czyniąc to w niezwykły, sobie tylko właściwy sposób. Gorąco polecam wszystkim paniom, bo która z nas nie pragnie miłości?
Recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/2012/06/kolory-tamtego-l...