Tę recenzję zacznę nietypowo, bo od swoistego zwrócenia uwagi na małe, zapomniane księgarnie. Tam bowiem można odnaleźć prawdziwe skarby - takie właśnie jak książka znanego amerykańskiego publicysty - Steve'a Lopeza
Przytacza on nam prawdziwą historię chyba najbardziej znanego w Stanach bezdomnego - Nathaniela Anthony'ego Ayersa - skrzypka, wiolonczelisty i kontrabasisty w jednej osobie, którego spotyka w drodze do pracy, zastanawiając się nad kolejnym felietonem.
W myśl zasady - najlepsze scenariusze pisze samo życie - idź, rozmawiaj z ludźmi, nasz felietonista ulega urokowi osobowości bezdomnego, i tak zaczyna się ich wspólna historia - wspólna walka o odzyskanie utraconego życia.
Dzięki Steve'owi dowiadujemy się, że niezwykle utalentowany i wrażliwy chłopiec uległ presji pracy i kompleksom rasowym, jakie panowały w latach 70. w znanej i renomowanej Akademii Juilliarda w Nowym Jorku i zapadł na chorobę psychiczną - schizofrenię, która z kolei doprowadziła do tego, że spędził na ulicy następne trzydzieści lat.
Muzyka grana na starych, zniszczonych skrzypcach wypełniała każdy jego dzień i to ona była odpowiedzialna za to, że Anthony nigdy nie stracił pogody ducha.
Steve Lopez w asyście znanych psychiatrów i pracowników socjalnych nagłaśnia sprawę bezdomności, ale robi także o wiele więcej. Dzięki swojej wytrwałości naprawdę pomaga człowiekowi, staje się jego przyjacielem i daje mu znacznie więcej, niż nowe instrumenty i nuty.
Wzruszająca opowieść o tym, że tak naprawdę każdy z nas ma swoje talenty i swoją historię do przeżycia i przekazania. I choć upartość głównego bohatera książki czasami irytowała, to zdecydowanie zasługuje on na szacunek za godność, z której nigdy nie zrezygnował i piękno, które wnosi do naszego świata.
Czasami bowiem warto zatrzymać się pośród miejskiego hałasu i wsłuchać się w grę ulicznych grajków.
[
moja recenzja, dostępna także na:
http://perspektywicznie.blogspot.com/2012/06/zagubiony-artys... )