Może nam się wydawać, że po prostu otwieramy książkę, a tak naprawdę w tym momencie zasiadamy do stołu i stajemy się uczestnikami rodzinnego spotkania. Trójka dorosłych dzieci przyjechała odwiedzić swojego ojca. Niby nic specjalnego, a jednak jakby czas się dla nas zatrzymał - jesteśmy niewidzialni, siedzimy i dokładnie obserwujemy przebieg wydarzeń.
Bardzo podobała mi się konstrukcja tej powieści, zbliżenie na to jedno wydarzenie, w które wplatane są wspomnienia z przeszłości bohaterów. Jesteśmy wnikliwymi "detektywami moralności", słuchamy myśli bohaterów, wczuwamy się w ich uczucia, przyjmujemy usprawiedliwienia. W czym tkwi problem? W ojcu, w starym rodzicu, w tej jednej osobie, która tak niefortunnie psuje poukładane życie swoich dorosłych dzieci zwyczajnie wciąż żyjąc. Przecież trzeba się nim zajmować, o nim myśleć, przyjeżdżać do niego. Prawda, że trzeba?
To nie będzie miła i przyjemna lektura, to nie będzie łatwa wizyta. Momentami miałam wrażenie, że chodzę po rozżarzonych węglach albo się duszę, tak gęsta była atmosfera. Autorowi udaje się wstrząsnąć czytelnikiem, dać do myślenia. Ile tych samych myśli, które mają bohaterowie, pojawiło się w naszych głowach? Przecież my też jesteśmy na co dzień czyimś rodzicem lub dzieckiem.
"Zadzwoń..." porusza i wzrusza, rozwija empatię, sprawia, że zaczynamy sobie zadawać bardzo trudne pytania. Jednocześnie jest to ciekawa historia z bohaterami pełnymi życia. Wyobrażam sobie, jak świetnie ten tytuł poradziłby sobie na teatralnej scenie. Polecam.
(współpraca barterowa)