Strażniczka szczęśliwych zakończeń

Recenzja książki Strażniczka szczęśliwych zakończeń
Ból nas wzmacnia, każda rozpacz to jeszcze jedna warstwa ochronna, niczym wzbierająca macica perłowa, aż w końcu sądzimy, że jesteśmy nieprzeniknieni, doskonale odporni tak na naszą teraźniejszość, jak i przyszłość.
Jacy z nas głupcy, skoro w to wierzymy.*


Los. Daje i zabiera, plącze ścieżki, komplikuje, bawi się uczuciami i bada granice ludzkiej wytrzymałości. Sprawdza, ile jesteśmy w stanie znieść i przypomina, że nie zawsze jest sprawiedliwy. Czasami rani tak bardzo, że zamykamy się na innych, by ponownie nie cierpieć, bo ile można znieść razów dawanych przez życie?

Zarys fabuły

Rory przeżywa aktualnie bardzo ciężkie chwile, jej narzeczony wyjechał jako lekarz bez granic do Sudanu. Tylko że zamiast oczekiwać dnia jego powrotu, mierzy się z codzienną niepewnością i coraz mniejszym brakiem nadziei, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Już bowiem został porwany i od kilku miesięcy nikt nie wie, co się z nim stało. Mijają dni, tygodnie, miesiące, w których młoda kobieta stara sobie radzić, ale odsuwa się od wszystkich i zamyka w sobie. W końcu jednak postanawia spełnić swoje marzenie, w którym mocno dopingował ją ukochany. Dzieje się to za sprawą znalezienia odpowiedniego miejsca na galerię ze sztuką. W czasie remontu odkrywa coś, co należało do właścicielki wynajmowanego przez nią budynku i postanawia jej to zwrócić. Co nie jest takie proste, bo kobieta wycofała się z życia i wiedzie życie odludka. Niespodziewanie dla nich obu nawiązuje się między nimi przyjaźń, która szybko staje się trwała i przyniesie im zmiany, których żadna z nich się nie spodziewa.

Strażniczka szczęśliwych zakończeń nie była planowanym wyborem, ale gdy tylko przeczytałam opis, coś mi mówiło, że to lektura dla mnie. Motyw przeznaczenia, drugich szans, utraconych i odzyskanych nadziei. Wszystko co lubię, a w dodatku jeszcze szczypta magii. Trudno było mi oprzeć się takiemu połączeniu, a to, że wybór był trafiony już po ilości wrzucanych przeze mnie cytatów. Co mnie więc tak bardzo urzekło w tej książce?

Moje wrażenia

Pierwsze co rzuca się w oczy, to język, jakim posługuje się autorka. Jest niezwykle delikatny, przepełniony emocjami, każde słowo ma swoje znaczenie i tworzy spójną całość. Barbara Davis z niebywałą subtelnością przedstawia losy dwóch kobiet, które skrzywdził los. Niespiesznie snuje ich opowieści i wręcz niezauważalnie je spłata, pokazując, że jeśli ma się coś stać, to tak będzie. Możemy się tego nie spodziewać, wzbraniać, ale to nic nie da. Za pomocą wspomnień, rozmów czy retrospekcji przybliża losy bohaterek, ukazuje bezmiar cierpienia, ale też ludzkiego bestialstwa czy wyrządzonego zła. Jednak to też przepiękna opowieść o przyjaźni, miłości i - przede wszystkim - siłę kobiet. Strażniczka szczęśliwych zakończeń jest utkana z uczuć, przeżyć, trudnych decyzji, nadziei i jej braku. Szansy na to, by zacząć na nowo.

Słów kilka o bohaterach

Charakterystyką postaci jestem zachwycona. Realni, z prawdziwymi problemami, z wadami i zaletami, sprawiający, że, nawet jeśli budzą negatywne emocje, to intrygują tym, jak złożone są ich osobowości. No i potrafią zaskoczyć. Chyba najbardziej odczułam to w przypadku mamy Rory, udowodniła tym, że łatwo jest nie dostrzec masek, jakie ludzie noszą, by ukryć za nimi swoje prawdziwe uczucia, myśli oraz lęki. Sama Rory też przechodzi sporą przemianę, ale ona, jak i Soline od początku wzbudziły moją sympatię. Tym, jakie silne, odważne i trwałe są w swoich uczuciach.

Na zakończenie

To jedna z tych książek, która wciąga od pierwszego zdania i nie pozwala o sobie zapomnieć do samego końca. Jestem też pewną, że długo po odłożeniu na półkę zostanie w mojej głowie oraz czytelniczym sercu. Dawno nie czytałam tak dopracowanej pod każdym względem książki, tutaj wszystko jest idealne, opisy, emocje, charakterystyka postaci, losy, klimat, opis czasów, to jak się żyło i żyje obecnie. Powiedzieć, że jestem zachwycona, to jakby nic nie powiedzieć i wiem, że cokolwiek napiszę, to będzie za mało. To niesamowita opowieść z historycznym tłem, mówiąca o sile kobiet, przeznaczenia oraz przyjaźni. To też obraz miłości, która dodaje sił, ale i niszczy. Wzbudziła we mnie masę emocji, skłoniła do refleksji na temat strat oraz nowych początków. Poruszyła, a nawet w pewnym momencie zszokowała tym, jak okrutni bywają ludzie i ile zła wyrządzić może ktoś, kto ma kasę i wie jak ją wykorzystać, by dopiąć swego. A finał? Ja byłam zaskoczona i nawet przez chwilę nie podejrzewałam, że autorka wymyśli coś takiego. No chapeu bas!

Czy polecam? Tak, jeśli do końca roku mielibyście przeczytać tylko jedną książkę, to powinna być to Strażniczka szczęśliwych zakończeń. Jestem nią głęboko poruszona, zachwycałam się każdym zdaniem, wraz z bohaterami przeżywałam nawet najmniejszą chwilę i wręcz namacalnie czułam ich radości, czy też smutki. To przepiękna, refleksyjna i zapadająca w pamięć opowieść o trwaniu nawet w najgorszych momentach, przebaczeniu i sile kobiet. Naprawdę niesamowita, czytajcie - warto!
0 0
Dodał:
Dodano: 13 XI 2024 (miesiąc temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 27
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Irena
Wiek: 36 lat
Z nami od: 27 VII 2012

Recenzowana książka

Strażniczka szczęśliwych zakończeń



Czarująca opowieść o przeznaczeniu, dawaniu ludziom drugich szans, a także o nadziei, którą można niekiedy stracić, ale też odnaleźć Soline Roussel została dobrze wyedukowana w kwestii szczęśliwych zakończeń. Jej rodzina od kilku pokoleń prowadzi ekskluzywny salon ślubny w Paryżu, gdzie za pomocą igły i nici dokonuje się cudów. Podobno panna młoda, która pójdzie do ślubu w sukni ślubnej z salonu...

Ocena czytelników: 5.5 (głosów: 1)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.5