Pozwólcie że zacznę od cytatu z Hamleta.
"Poloniusz: Cóż czytasz, mości książę ?-
Hamlet: Słowa, słowa, słowa..."
"Siedem sióstr" irlandzkiej autorki to zdecydowanie przegadana powieść. Pierwsza część sagi rodzinnej, mogłaby swobodnie zmieścić się w jednej trzeciej objętości tomiszcza.
Tą przesadnie ckliwą historię, gdzie mnóstwo jest przytulania, pocieszania, okazywania wsparcia, należy uznać za tendencyjną.
Powieść mówi o sile miłości i wartości jaką jest rodzina. Bo nawet w zastępczej rodzą się więzy uczuć których nic nie jest w stanie przerwać.
Baśniowość i magia nie wynagradza kiepskich, właściwie sztucznych dialogów.
Bohaterowie z początku wyglądają blado, dopiero w dalszej części sagi nabierają barw.
Przez liczne powtórzenia, statyczna fabuła rozwija się bardzo powoli i dość przewidywalnie.
Szczerze mówiąc to zasypiałem podczas lektury.
Liczne wątki mitologiczne choć atrakcyjne nie do końca uwiodły mnie jako czytelnika. Nie przeważając wad.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Lucindy Riley, przyznaję że nieudane. Tomiszczu stawiam 6/10.
Porywająca epicka opowieść o miłości i stracie – pierwsza z wyjątkowej serii siedmiu książek, osnutych wokół legendy o konstelacji Siedmiu Sióstr.
Na wieść o śmierci bajecznie bogatego i otoczonego aurą tajemniczości ojca Maia D'Aplièse i jej pięć sióstr, wszystkie adoptowane przez Pa Salta jako małe dziewczynki, spotykają się w domu, w którym spędzały dzieciństwo. „Atlantis” – to wspaniały zamek...