Zapewne wiecie ale pozwólcie że przypomnę. Elegia to refleksyjny utwór z pogranicza liryki i epiki, utrzymany w tonie smutnego rozpamiętywania, skargi, odnoszący się do spraw osobistych lub egzystencjalnych.
I tak właśnie napisano większość z wierszy "Elegii na odejście".
Pan Zbigniew zastanawiał się nad kruchością rzeczy, odwiecznym przemijaniem, śmiercią także własną. Odejściem od systemu jednych wartości ku innym. Przyrównywał życie do podróży, za sprawą której poznajemy świat.
Część z wierszy wydaje się być przegadana, ale poprzez dopisanie kilku słów, zyskiwały one melodię, a nawet wdzięk.
Czytając poezje przed mymi oczami niemalże same stawały kolejno obrazy, tworząc historie w które zabierał mnie mój ulubiony liryk. Tak więc czego nie zrozumiałem, mogłem sobie wyobrazić.
Zbigniew Herbert posługuje się niezwykle wyszukanym słownictwem, połączonym z chłodną, wywarzoną, podniosłą formą skłaniającą ku refleksji.
Nie stroni od opisów ciemnej strony natury ludzkiej, jego okrucieństwa, zaślepiających rządz, zdając sobie sprawę że nie ma na nie wpływu.
Poeta mówi także o Bogu, o modłach, o trapiącym go poczuciu winy, o mechanizmach rządzących historią.
Zdecydowanie polecam ten krótki tomik, po raz pierwszy wydany w 1992 roku. Stawiam 9/10.