Zbigniew Herbert to mój ulubiony poeta. Jego wybitną twórczość nie sposób opisać słowami, bo czymże jest róża, jej delikatność, naiwna ufność. Jak wyrazić tragedię wojny, oddać hołd poległym, wyjść z tej traumy cało. Autor poprzez tworzenie dystansował się od noszonego w sercu piętna. Od początku krytykował bezrozumny, dbający o same pozory, komunizm okrutną czerwoną zarazę. Uciekał się do klasyków, Homera, Marka Aureliusza, mitów greckich.
Trafność spostrzeżeń i przenikliwość myśli są tu wprost piorunujące.
W tej poezji panuje ład i spokój, wymuskany, nieskazitelny porządek. Herbert tworzy jakby na zimno z wyczuciem, lekko niczym puch.
Wiele z wierszy nastraja ogromnym smutkiem, żalem, goryczą szczególnie te o wojnie. Jednakże w "Strunie światła" mamy też wiersze o pięknie natury takie jak "Struna" czy "O róży".
Przeważają te refleksyjne, to one spajają tomik.
Szerokie wykształcenie, przeróżne prace jakich się podejmował, częste zmiany środowiska ukształtowały nie tylko wspaniałego twórcę ale i szlachetnego, zdystansowanego człowieka.
"Strunie światła" będącą pierwszym tomikiem w dorobku poety, stawiam niezwykle u mnie rzadkie 10/10, gorąco polecając.