Myślałem że najbardziej zwariowanym utworem Bułhakowa są "Fatalne jaja", jednak znacznie dziwniejsza jest "Diaboliada". To opowiadanie opisuje schizofrenię, na jaką cierpi Korotkow.
A wszystko zaczyna się od tego że w firmie produkującej zapałki, gdzie Korotkow zajmuje posadę referenta brakuje pieniędzy na wypłaty. Pracownicy dostają miast tego zapałki. Okazuje się że są one wadliwie wykonane, w wyniku czego bohater rani swoje oko. Następnego dnia protagonista traci pracę, a choroba coraz bardziej go męczy. Jak skończy się ten koszmar? Czy Korotkow ma szansę na odzyskanie zdrowia?
Z każdą stroną sytuacja bohatera pogarsza się, jest on jakby w potrzasku, zarówno przez chorobę jak i zwariowaną radziecką rzeczywistość. Autor dokładnie oddał ból psychiczny, jakim cechuje się schizofrenia, oraz koszmar tamtych czasów. Gdzie człowiek był pionkiem, a za brak dokumentów można było trafić do więzienia. Nic tam nie było i wciąż nie jest normalne.
Muszę przyznać że mimo szybko następujących po sobie scen i zawrotnego tempa akcji, opowiadanie czytało mi się z trudem.
Satyryczna powieść Michała Bułhakowa, mistrza w podchwytywaniu absurdalnych przejawów sowieckiej rzeczywistości, która niekiedy przeradza się w prawdziwy obłęd. Człowiek, który wpadnie w tryby rozpędzonej machiny biurokracji i ulegnie presji ludzkiej głupoty i własnego strachu, jak drobny referent Korotkow, bohater książki, musi załamać się psychicznie. Niewinna z pozoru karuzela zabawnych perypet...