(współpraca barterowa)
Gdyby to był film, to ON by wrócił. Gdyby to był film, to właśnie teraz ON pojawiłby się z bukietem róż. W strugach deszczu. Błagający o wybaczenie. Niestety to nie jest film, nikt nie wraca. Chwila, moment… że co?
„Nora, tego nie ma w scenariuszu” to komedia romantyczna o tworzeniu komedii romantycznych przez nie-romantycznych ludzi, którzy, jakimś pokręconym trafem, sami stają się bohaterami romansu. To historia miłosna inna niż wszystkie, do których przywykliśmy, ale również refleksja nad różnicami pomiędzy rzeczywistością a fikcją.
Leo pojawia się w życiu Nory jak kot. Obowiązki zawodowe wrzuciły go do jej ogródka i już tam został. Spodobał mu się las, dom, spokojne życie rodzinne. Nora go nie wyrzuciła, bo A. 1000 dolarów za każdy dzień noclegu piechotą nie chodzi i B. kto wyrzuciłby hollywoodzkie bożyszcze ze swojego ogrodu, no proszę.
Romantyzm w powieści nie objawia się w wielkich wyidealizowanych gestach, ale w prostej codzienności. Miłość pojawia się przy pomaganiu dzieciom w lekcjach, porannym wspólnym bieganiu, robieniu zakupów. Relacja głównych bohaterów jest wyjątkowa, bo tak bliska życiu każdego z nas. Dlatego książka wywołuje tak silne emocje, szczególnie gdy coś idzie nie tak.
Każdy, kto przeżył zawód miłosny, na pewno pamięta, jaki to ból. Człowiek błaga w myślach o cud, który i tak się nie zdarzy, bo życie to nie bajka. Z drugiej strony, bez przesady, jakaś tam szansa na happy end zawsze jest. Którą drogą pójdzie fabuła? Nie miałam pojęcia! Myślałam, że przez to zwariuję, dlatego czytałam coraz szybciej.
Podobało mi się, jak autorka bawiła się schematami. Zdarzało się, że tak bardzo wsiąkałam w historię, że nie wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje.
Będę tę powieść miło wspominać. Polecam jako lekką lekturę na lato, która faktycznie sprawi, że uśmiechniecie się pod nosem, ale też rozzłości was i zasmuci. Najlepsze są książki, które wywołują emocje! Zakończenia do końca nie mogłam się domyśleć, sprawdźcie sami.