Aż ciężko mi znaleźć słowa, które opisałyby moją miłość do tej historii. Naprawdę chciałabym wszystkich wahających się przekonać do sięgnięcia po sagę od Kennedy, bo, kurczę!, warto.
Niedawno czytałam książki o podobnej tematyce, tylko innej pisarki, od Armentrout. To również był fantastyczny świat, z silną i wyjątkową główną bohaterką, którą miotają uczucia do idealnego JEGO. Zauważyłam taką różnicę, że w miejscach, gdzie Armentrout, według mnie, zaczyna przesadzać (wydłużać rozmowy, rozwijać romantyzm do granic, powielać wątki), Raven Kennedy balansuje wyśmienicie. Przede wszystkim grubą kreską podkreśla, że wartość kobiety nie jest zależna od mężczyzny.
"Glint" to ciąg dalszy rozwoju Auren, głównej bohaterki, tytułowej Złotej Niewolnicy. Dowiadujemy się więcej o jej przeszłości, obserwujemy jak odkrywa samą siebie i swoje możliwości. Bardzo mnie cieszy, że rozwinięto wątek wstęg, które wyrastają z jej kręgosłupa. W pierwszym tomie był to raczej wstydliwy element jej wyglądu, dla czytelnika ewidentnie coś dziwnego, w drugim tomie zaczynamy uświadamiać sobie, że saga korzysta w pełni z dobrodziejstw fantastycznego gatunku.
W książce trochę więcej jest rozmów, budowania postaci i odkrywania ich potencjału, niż typowej akcji, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Pisarka postawiła na psychologię, pokazanie, w jaki sposób działa manipulacja czy przemoc psychiczna. Kennedy bawi się metaforą złota, sama klatka, w której Auren przebywała w pierwszej części, tutaj jest przywoływana jako mentalne ograniczenie, które bohaterka sama na siebie nakłada.
Wciągnęłam się i miałam ochotę czytać bez przerwy, kibicowałam mocno Auren i rozumiałam ją, gdy po dwóch krokach do przodu, robiła jeden krok w tył. Zwykle podczas lektury spoglądam na liczbę stron do końca, bo tak mi się nudzi. W przypadku "Glint" patrzyłam z lękiem, bo nie chciałam kończyć. Oczywiście, że powieść kończy się cliffhangerem! Ja chcę już ciąg dalszy! Polecam bardzo, a sama czekam niecierpliwie na to, co będzie dalej.
(współpraca barterowa)