LitRPG - co to za nowy twór, z czym to się je, to się czyta, czy w to się gra? Rozpoczęłam przygodę z "Bez prawa do błędu", żeby odnaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania. Nie przypomina to w żadnych wypadku paragrafówki, bo na nic tutaj nie mamy wpływu. Jakimi słowami bym tego nie opisała, zabrzmi pewnie nudno, chociaż wcale takie nie jest. Otóż obserwujemy jak główny bohater... gra.
Mark jest przeciętniakiem, prostym facetem, który lubi gry i ma młodszą siostrę. Nic więcej o nim nie wiemy, bo niczego więcej nie potrzebujemy. "Bez prawa..." to ciągła akcja, walka o przetrwanie, zdobywanie expa, wykonywanie zadań i grindowanie. Znasz te terminy? W takim razie książka jest dla ciebie.
Rzeczywistość zmienia się w koszmar, mutanty wychodzą z ukrycia, a jak już nas nauczyło "The Walking Dead", nie tylko one będą nam zagrażać. Najciekawiej robi się w momencie, w którym okazuje się, że innych graczy również można brutalnie wykorzystywać. Urwało ci nogę? Spoko, weź telefon, otwórz Sklep i doładuj sobie Regenerację, ulecz się wirtualną Strzykawką. Tak, takie rzeczy od teraz się dzieją i to w realu.
Nie wierzyłam, że połączenie dwóch tak różnych mediów może być ciekawe, a jednak wciągnęłam się na maksa. Byłam ciekawa kolejnych lokacji, zadań, możliwości, jakie odkryje przed nami gra. Czy Markowi uda się ją wygrać albo oszukać? Realizm stopił się z RPG i klimatem postapo. Nadchodzą przeciwnicy, moi sojusznicy ich nie widzą - dlaczego?! Myśl, myśl, myśl... aha, nie stworzyliśmy Drużyny!
Polecam wszystkim fanom fantastyki i graczom oczywiście. Lektura jest wciągająca, zaskakująca, odpręża i dostarcza.
(współpraca barterowa)