Adrian jest typowym nastolatkiem... podobno, bo tak naprawdę niewiele o nim wiemy. W jednej scenie przerywa grę na komputerze, żeby pocieszyć swoją siostrę, której tęskno do utraconych rodziców (ojciec zmarł 3 lata temu, matka jeszcze wcześniej), w kolejnej jest już w innym świecie razem ze swoim przyjacielem Mikołajem. Rozmawia z elfami, walczy z goblinami, momentalnie opanowuje walkę mieczem. Dziwi się tym dziwom chyba tylko z grzeczności, bo chodzi z miejsca na miejsce, jak wymaga tego fabuła, i opowiada wszystkim wszystko, co ich ominęło, żeby mieć pewność, że są na bieżąco.
Chyba już się domyślacie, że "Minaris" mnie zawiodło. Liczyłam na fajną fantastyczną przygodę, a dostałam ciasto, które z jednej strony jest spalone, a drugiej niedopieczone. Ciężko mi nawet w tej chwili wymyśleć jakiś element, który mi się w tej powieści podobał. Świat przedstawiony składa się, nomen omen, z kilku światów. Czytelnik od początku jest bombardowany wiadomościami, które ciężko spamiętać. Bohaterowie są od stóp do czubków głów papierowi, zachowują się jak marionetki. Nie ma się z kim utożsamić, nie ma komu kibicować. Nie reagują na to, co się wokół nich dzieje, a przynajmniej nie robią tego wiarygodnie.
Najpierw byłam trochę skołowana, ale z czasem stawałam się coraz bardziej znudzona i zirytowana. Dlaczego on o to teraz pyta, a nie dopytuje o tamto? Dlaczego bohaterowie raz używają polskich nazw miejsc, a raz angielskich? Jakim prawem to się teraz dzieje? Czemu po raz kolejny widzę błąd w tekście? Czy mogłabym w tej chwili poświęcać czas na coś ciekawszego? Tylko na ostatnie pytanie znałam odpowiedź...
Nie wiem, może ta pozycja jest kierowana do młodszego czytelnika, którego nie będzie to wszystko drażnić. Tylko znam mnóstwo innych, lepszych jakościowo książek z fantastyki młodzieżowej, w których można się zatopić na wiele godzin, więc "Minarisu" i tak bym nie poleciła. Wymęczyła mnie ta lektura. Szkoda, bo naprawdę miałam ochotę na przygodę.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl