Czytając drugą część baśniowej sagi, cierpiałem niewypowiedziane katusze.
Akcja "Dworu mgieł i furii" posuwała się tak leniwie że z trudem się na niej koncentrowałem.
A to za sprawą setek jeśli nie tysięcy powtórzeń, w których główną rolę grała Feyra. To na jej postaci i losie skupiała się fabuła. Na okropnych mękach przez jakie przechodziła zmaltretowana, sponiewierana wydarzeniami poprzedniej części sagi jej dusza. Te wynurzenia z czasem mocno mnie męczyły, tym bardziej że przez pierwsze sto stron właściwie nic poza tym się nie działo.
Jednak z czasem akcja nabiera tempa, a to jak pisarka rozumie i ujmuje w słowa magię może imponować.
Minusem są postacie. Kreacja większości z nich niewiele ma wspólnego ze zwykłymi ludźmi. Mam wrażenie że nie potrafią oni czuć tego co my nie mają tych samych problemów, ich życie jest wyidealizowane. Jak to w baśni, pławią się w nieprzebranym bogactwie i otaczają pięknem.
Nie znalazłem sposobu by przejąć się fabułą, by cieszyć się z czytania.
Tej ponad siedemset-stronicowej powieści stawiam naciągane 6/10.
Między światłem a ciemnością
Nowa, jeszcze mroczniejsza i bardziej zmysłowa odsłona bestsellerowej serii Dwór cierni i róż
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki...