Druga część cyklu z Eberhardem Mockiem, "Koniec świata w Breslau" jest jeszcze bardziej mroczna niż jej poprzedniczka. W związku z czym pozycję czytało mi się jak po grudzie.
Postać Mocka przedstawia się iście diabolicznie. Otóż to zapijaczony, zjadliwy egocentryk, damski bokser, zazdrośnie kontrolujący żonę. Na obronę, nieco sankcjonującą taką kreację i rolę jaką odgrywa, dodam że jest bardzo zdolnym śledczym. Prowadzącym dochodzenie w sprawie serii brutalnych zabójstw. Morderca pozostawia na miejscach mordów kalendarze z datami popełnienia tych potworności. Tymczasem żyjący w luksusie Mock prowadzi prywatne śledztwa, zatrudniając do nich podwładnych.
Niezwykle plastyczny, bogaty język sprawia że nie sposób nie wyobrazić sobie przepełnionych brzydotą scen. Postacie wykreowano bez zarzutu, więcej ma się wrażenie że to prawdziwi ludzie, z licznymi słabościami i niewidocznymi zaletami.
Akcja toczy się na przełomie 1927 i 1928 roku w Breslau czyli dzisiejszym Wrocławiu.
Mimo licznych walorów tego dosyć krótkiego kryminału, nie polecam go. Stawiam 5/10.
"Koniec świata w Breslau" Marka Krajewskiego, rozgrywający się we Wrocławiu lat 20., to nie tylko doskonale skonstruowany, trzymający w napięciu, mroczny kryminał. Tropiąc wyjątkowo okrutnego seryjnego mordercę, o niepojętych wydawałoby się motywach, zanurzamy się razem z Mockiem, sfrustrowanym alkoholikiem, ale i błyskotliwym śledczym, w odtworzony z pietyzmem labirynt często nieistniejących już...