"Don Kichot z La Manchy" to dzieło ponadczasowe, niezwykle nowatorskie, przełomowe.
Powieść wyśmiewająca utwory poświęcone stanowi rycerskiemu. Ośmiesza ich przerysowanie, górnolotność, patetyczność, bo przecie jakim sposobem miałby rycerz karmić się swą chwałą. A ci kawalerowie za swe okrutne czyny, zbrojne napady, jatki, gwałty byli jeszcze chwaleni w eposach.
Don Kichot a właściwie Kichana, szlachcic, właściciel małego majątku, pod wpływem rzeczonych eposów postanawia zostać błędnym rycerzem. Przedzierzga się w swą skorodowaną zbroję, siada na wymizerowanym koniu Rosynancie, w ręku dzierżąc kopię i nie mówiąc nic nikomu rusza na poszukiwanie przygód. A odnajduje ich bez liku, każda go ośmiesza, gdyż uważając się za wybawiciela uciśnionych, dziewic, wdów, biednych, nie sposób nie stać się pośmiewiskiem. Ma swego brzuchatego giermka, Sancho Pansę, dla którego tylko jadło może przyćmić chęć do przygód. Wzdycha wciąż do pięknej jak w słońcu poranek, gdy ptaszyna kwili Dulcynei z Toboso.
Walczy ze sławnymi wiatrakami, krusząc na nich kopię i gałęzią napastując. Wierzy w wyimaginowane olbrzymy, czarowników z ich czarami. Pełen uporu, powoli dewastuje, piękno i bogactwo jakim słynęła Hiszpania w XVI i XVII wieku.
Miguel De Cervantes Saavedra to człowiek którego życie naznaczone było cierpieniem, biedą, więzieniem, ale to także mistrz pióra, które go uwieczniło. Żyjący na przełomie XVI i XVII wieku, ukończył swe dzieło w 1604 roku. Sprzedano dotąd ponad 200 mln egzemplarzy, tej ponad tysiąc-stronicowej powieści. Co jest światowym rekordem.
Zdecydowanie polecam, stawiam 8/10.