"Gothikana" jest przede wszystkim fatalnie napisana i to jest w moim odczuciu największa zbrodnia. Widziałam w swoim życiu fanfiki pisane przez nastolatków, które wypadały o niebo lepiej od tej książki. Losowe strony mogłyby służyć za zeszyt ćwiczeń dla kształcących się przyszłych redaktorów. Nieraz z tekstu aż wylewa się masło maślane, które ktoś najprawdopodobniej mieszał łopatą. "Była jedną z trzech wież, w których mieszkały dziewczyny, chłopcy mieli do dyspozycji o jedną więcej, czyli cztery" - thank you, Captain Obvious. W innym miejscu Corvina podnieciła się inteligentną wypowiedzią Vada, która brzmiała "Moja praca dotyczy wpływu muzyki na literaturę na przestrzeni wieków". Serio, dziewczyno, musisz podnieść poprzeczkę, bo inaczej eksplodujesz na widok słownika, a podobno jesteś na uniwersytecie.
Bohaterowie, chociaż są opisani w konkretny sposób i osadzeni w konkretnym środowisku, w ogóle nie zachowują się tak jak powinni. Nic a nic nie widzę tego napięcia pomiędzy główną parą, dlatego ich zbliżenia totalnie mi do siebie nie pasowały, a z czasem szybko je przewijałam, żeby tylko przejść w fabule (heh) dalej. W ogóle, w jaki dziwny sposób są tutaj używane synonimy... Corvinę i Vada łączyło zwierzęce pożądanie, oczywiście, ale nie, jeszcze, jeszcze coś więcej, co to mogłoby być, hmmm, o tak, przyciąganie! To nie to samo? Tak... nie! Nie, nie. Nie wiem, nic już nie wiem, ale co ślina na język przyniesie, to każdy może pisać, zapełniać strony, a potem to wydać - na to wychodzi.
Wierzę, że autorka naprawdę lubi mroczne klimaty, które opisuje, stąd osadzenie akcji w nawiedzonym zamku, rozsypujące się co rusz karty tarota albo nawiązania do Poego. Tylko że talentu pisarskiego to niestety nie ma za grosz i przeraża mnie, że ten potworek mimo wszystko zbiera pozytywne opinie. Pal licho toksyczną relację, brak logiki, naszpikowanie kiepską erotyką - tego się po prostu na najniższym nawet poziomie nie da na poważnie czytać.
Wiedziałam z góry, że biorę się za książkę złą, ale że aż tak...!