"Wampira z M-3" czytało mi się przyjemnie i lekko, a przezabawne przygody pozwalały oderwać się od szarej rzeczywistości, jednakże należy traktować je z przymrużeniem oka.
Konstrukcja powieści jest bardzo luźna, to coś pomiędzy powieścią a opowiadaniami. Jej części można czytać w dowolnej kolejności, z wyjątkiem pierwszej od której należy zacząć.
Język jest raczej prosty, mnóstwo w nim powtarzających się sformułowań, występują jednakże wyrazy specjalistyczne.
Autor umiejętnie tłumaczy naturę wampirów, dlaczego nie mogą kochać, nie oddychają, są zimne, lubią polować na młode dziewczyny.
Czołowymi postaciami są właśnie wampiry: hrabina Małgorzata Bronawska, ślusarz Marek, hydraulik Igor i profesor Sławek. Pisarz nie ma daru do odróżniania postaci między sobą, wszystkie zachowują się bardzo podobnie, o dziwo z czasem zaczął przejmować mnie ich los.
Nie jest to literatura wysokich lotów, autor nadmienia wprawdzie o ważnych wydarzeniach historycznych, jednakże są to te same wydarzenia i nie jest ich tak wiele. W wielu z dotychczas przeczytanych przeze mnie książek wielokrotnie się one powtarzają. Żenuje mnie rusofilizm i właściwie kult komunizmu jaki uprawia pisarz. Może to ma być taka otoczka, jedynie pozór ale niesmak pozostaje.
Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie których dręczy głód...
A więc twierdzicie Obywatelu, że wampiry istnieją? Niby kraj socjalistyczny, ateizm w modzie, a tu taka wtopa. I jak tu się krzyżem odwijać? Jak wodą, tfu, święconą chlapać? A czosnek tylko granulowany i z importu z bratniej Czechosłowacji!
Myśl nowa blaski promiennymi, dziś wiedzie nas na bój, na trud.
Być wampirem w PRL to nie prze...