"Wampirze cesarstwo" - powieść przepięknie wydana i piekielnie dobra. Jay Kristoff wciąga czytelnika w stworzony przez siebie świat, oplata liną i nie pozwala mu się uwolnić. Wydawało mi się na początku, że prawie 900 stron tekstu to dużo, ale w ogóle nie odczułam jego ciężaru. Historia przedstawiona jest w postaci rozmowy wampira z jego uwięzionym największym wrogiem, ostatnim pogromcą. Jak to się stało, że Gabriel został pojmany? Co stało się z jego zakonem? Z każdą stroną pytania nawarstwiają się w naszej głowie, a opowieści Gabriela można słuchać bez końca z otwartymi szeroko ustami.
Autor nie pozwala nam popaść ani na chwilę w znużenie. Książka jest wypełniona fascynującymi informacjami o mrocznym i krwawym świecie, w którym Słońce stało się czarną kulą, a dzień stał się... bezdniem, do tego mnóstwo tutaj intryg, akcji i walk prowadzonych mieczem i magią. Jakby tego było mało, Gabriel czasem dochodzi do wniosku, że dalej opowiadać nie będzie i zmienia wątek albo Jean-Francois, jego nadzorca i zarazem kronikarz jego życia, komentuje opowieść. Bohaterowie w zabawny sposób przekomarzają się ze sobą, cały czas dając do zrozumienia, że gdyby nie te kraty, to już dawno doszłoby do krwawej jatki.
A ile nowych słów poznałam! Ostrzegam, że "Wampirze..." to zdecydowanie książka dla dorosłych. W główny tekst wpleciony jest cały słownik wulgaryzmów, które w ciekawy sposób kontrastują z gotyckością i romantycznością bijącą od wampirów i (wcale nie takiego) świętego zakonu z nimi walczącego. Dzięki temu historia staje się bardziej rzeczywista, postacie są żywsze.
Srebro, anioły, witraże, gorsety, skóry, koronki, kły ostre jak brzytwy i walka w imię Boga, który "znowu narzygał mi do owsianki" - co jeszcze mogę powiedzieć? Warto przeczytać, polecam bardzo.