Za sprawą "Piątego elefantu" po raz trzydziesty trzeci przeniosłem się na "Świat Dysku".
Wybitny angielski pisarz znów uraczył mnie głębią swej przeogromnej wyobraźni i inteligencji.
Książka należy do cyklu ze "Strażą Miejską". Mamy więc zagadkę, a nawet kilka... przestępstw (kradzież kamiennej kajzerki, morderstwo, liczne zamieszki).
Sir Samuel Vimes zostaje mianowany na ambasadorka w Uberwaldzie, krainie opływającej w tłuszcz. Wraz z małżonką lady Sybil, Cudo Tyłeczkiem, Detrytusem i Inigo Skimmerem wyrusza do swojej nowej ambasady by zdążyć na koronację dolnego króla w Bzyku. Jednak misja nie jest wcale taka prosta jaką się wydaje. Wystąpią również liczne wilkołaki, wilki, wampiry, krasnale, trolle, igory i parę innych nacji. Większość z nich utrudni to zadanie i bardzo skomplikuje sytuację.
Autor nie opisuje szczegółów zmieniających się scenerii, czasem można przez to czuć się lekko zagubionym. Używa zwięzłego, choć barwnego języka, pełnego humoru.
W powieści większość tekstu to dialogi, jak zwykle są świetne i oryginalne. Pisarz skupia się nie tylko na akcji, fabuła jest wprawdzie ważna ale chyba ważniejsze są nietuzinkowe postacie i relacje między nimi.
Świetnie czyta się książki Terry'ego Pratchetta, bawiąc mówią nam wiele prawdy o nas samych.
Zdecydowanie polecam stawiam 8/10.
Sam Vimes jest uciekinierem. Wczoraj był diukiem, komendantem policji i ambasadorem w tajemniczej, bogatej w tłuszcz krainie Uberwald. Teraz nie ma nic prócz wrodzonej pomysłowości i smętnych portek wujaszka Wani (nie pytajcie). Pada śnieg. Jest mróz. I jeśli nie przedrze się przez las do cywilizacji, wybuchnie straszliwa wojna. Ale jego tropem podążają potwory. Są inteligentne. Są szybkie. Są wil...