"Final Girls. Ostatnie ocalałe" to powieść koszmarnie dobra. Brutalna, krwawa, nieprzewidywalna, z niesamowicie rozbudowanym tłem (te wszystkie artykuły, recenzje i inne materiały pomiędzy rozdziałami!), napisana ku chwale wszystkich slasherów. Broni się sama, a jednocześnie nie powstałaby, gdyby wcześniej nie nakręcono najpopularniejszych horrorów z kultowymi dzisiaj seryjnymi mordercami.
Czy przyszłoby mi kiedyś do głowy, żeby napisać TAKĄ fabułę opierając się na w sumie głupiutkim gatunku? Fani slasherów, wybaczcie mi, ale nigdy nie przepadałam za bezmyślną rąbanką. "Final Girls. Ostatnie ocalałe" za to ma warstwy, fikcja zamienia się w rzeczywistość, która jest scenariuszem dla fikcji, która buduje rzeczywistość i tak w kółko. Czy główna bohaterka jest chora, czy ma rację? Ze swoją paranoją wydaje się najrozsądniejsza w tak zbudowanym świecie... Przy okazji, wielki plus za konsekwentne prowadzenie postaci! Chociaż na początku ciężko się w tym połapać, bo autor nie wykłada nam wszystkiego jak kawę na ławę (i bardzo dobrze!), to z czasem jesteśmy już tak bardzo zanurzeni w fabule, że nie zauważamy upływającego czasu i stron. Powieść wciąga, a czytelnik czyta nie mając pojęcia, co jeszcze może się stać.
Polecam fanom mocnych thrillerów i krwawych horrorów. Lubicie czuć napięcie? Doceniacie nawiązywanie do innych tekstów popkulturowych? Warto zapisać się na tę jazdę bez trzymanki, ja jestem zachwycona.
Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa.