„Zielone światła. Autobiografia” Matthew McConaughey to nie jest zwyczajna autobiografia. W książce nie ma suchych faktów, czy dat. Chociaż oczywiście nie brakuje opisu wydarzeń z życia McConaugheya. Sporo wspomina on o rodzinie, o swoich doświadczeniach, o problemach i o tym co mu się w życiu udało. Mówi też o tym, jakie miał marzenia i co musiał zrobić, żeby je osiągnąć. Wiele w życiu osiągnął dzięki swojemu urokowi, ale dużo też zależało od jego wychowania i ciężkiej pracy.
„Zielone światła” można traktować jak swego rodzaju poradnik. Ponieważ autor pomiędzy swoimi wspomnieniami wplata wiele mądrości. Po przeczytaniu książki, na niektóre rzeczy można spojrzeć inaczej. Myślę nawet, że niektórzy poczują się zainspirowani do działania.
Autobiografia McConaugheya nie jest zbyt długa, liczy raptem 300 stron, w tym sporo w niej jest zdjęć i notatek. Książkę czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie. A to za sprawą gawędziarskiego stylu autora.
„Zielone światła” polecam nie tylko fanom aktora, ale każdemu, kto lubi czytać wciągające i inspirujące biografie.
Nagrodzony Oscarem aktor z chwilami szokującą szczerością mówi o sobie i pełnym zwrotów akcji życiu. Opowiada o przemocy w dzieciństwie, barwnej rodzinie, wychowaniu w głębokim Teksasie, pierwszych rolach filmowych i mozolnym pięciu się na szczyt kariery. Życie porwało go ze Stanów do Australii, gdzie spędził rok w bardzo dziwnym domu, do Mali, gdzie w wiosce Dogonów musiał zmierzyć się z zapaśnic...