"Blackout" nie spełnił moich czytelniczych oczekiwań. Ten długi prawie osiemset-stronicowy thriller naukowy, nie przekonuje, nie wciąga, nie wzbudza cienia zachwytu.
Jedynymi zaletami są, po pierwsze duża wiedza autora na temat energii elektrycznej i łatwość w jej przekazywaniu, po drugie duża wiarygodność opisywanych scen. Gdyby nagle zabrakło w Europie prądu, prawdopodobnie wyglądało by to tak jak opisane jest w książce.
Największym minusem są papierowe, nijakie postacie, bliżej nie opisane, nie odróżnia ich to w jaki sposób mówią czy się zachowują.
Poprawne dialogi pozbawione są humoru.
Autor nie potrafił stworzyć napięcia, wciągnąć czytelnika w swój świat, poprzez braki w warsztacie.
Miałem wrażenie że gdyby napisał swoją powieść w całkiem inny sposób, stała by się czytelniczym fenomenem.
Część opisów naukowych dla laików jest całkowicie niezrozumiała. Dużo tu niepotrzebnego wymieniania długich nazw instytucji, zapełniających jedynie papier.
Akcja powieści austriackiego twórcy, toczy się w wielu krajach Europy: we Włoszech, Francji, Holandii, Niemczech i Austrii. Zimą 2012 roku, w ciągu 24 dni.
Pewnego zimowego dnia w całej Europie następuje przerwa w dostawie prądu – pełne zaciemnienie. Włoski informatyk i były haker Piero Manzano podejrzewa, że może to być zmasowany elektroniczny atak terrorystyczny. Bezskutecznie próbując ostrzec władze, sam zostaje uznany za podejrzanego. W próbie rozwiązania zagadki stara się mu pomóc dziennikarka Lauren Shannon. Im bliżej będą prawdy o przyczynie z...