"Przeznaczenie zawsze daje ci dwie drogi - tę, którą powinieneś pójść i tę, którą idziesz."
"Shantaram" to kwintesencja indyjskości. To powieść o jej mieszkańcach, mentalności, kulturze, przestępczości. O kontrastach widocznych na każdym kroku, gdzie starożytność miesza się z nowoczesnością, skrajna nędza z bogactwem, miłość z nienawiścią, łagodność z okrucieństwem.
To Indie widziane oczami Australijczyka, przestępcy który uciekł z więzienia, i pod fałszywym nazwiskiem Lindsay postanowił zaszyć się wśród miliarda ludzi z całego świata, gdyż Indie a szczególnie Bombaj to wielonarodowy tygiel.
Słownictwo jakim operuje autor jest oszałamiające. Składa swą niezwykle opasłą powieść z zawrotnie długich i pięknych zdań. Nad wieloma warto się zastanowić, gdyż pełne są mądrości na wskroś indyjskiej. Mnóstwo tu piękna jak i brzydoty, które autor opisuje w zachwycający sposób, tworząc niesamowity klimat.
Postacie odbierałem jako prawdziwe, posiadające swój unikatowy charakter, słownictwo, sposób bycia. Często są to osoby tak zepsute moralnie, że robiło mi się niedobrze.
Dialogi także należą do atutów, jeszcze bardziej uwierzytelniając powieść.
Tej formatowo ogromnej osiemset-stronicowej księdze stawiam zasłużone 8/10.
Szeroko zakrojona powieść przygodowo-podróżnicza z akcją w Indiach. Opowiada prawdziwą historię samego autora: buntownika i pisarza, będącego na bakier z całym światem. Po brawurowej ucieczce z australijskiego więzienia znajduje schronienie w slumsach Bombaju, gdzie pracuje jako lekarz, a potem, wciąż niesyty wrażeń, wiąże się z miejscową mafią. Powieściowy majstersztyk: inteligentny, sensacyjny,...