W drugiej części cyklu "Olimpijscy Herosi" o tytule "Syn Neptuna" autor powraca w tym samym stylu, tworząc ten sam klimat.
Ponownie mamy adaptację mitów, tym razem rzymskich, a więc fabuła jest mocno oderwana od rzeczywistości.
Percy uciekając przed Gorgonami trafia do rzymskiego obozu herosów - Jupiter. Tam poznaje Hazel córkę Plutona i Franka syna Marsa. Obóz zbudowany na wzór rzymski liczy sobie pięć kohort po czterdziestu rekrutów. Pod dowództwem Reyny próbują przygotować się do rychło zbliżającej się bitwy, którą mają stoczyć z armią mitycznych potworów dowodzonych przez giganta Polybotesa. Tymczasem Percy, Hazel i Frank wyruszają w misję, od której zależą losy świata. Mają uwolnić, uwięzionego przez Gaję, Tanatosa boga śmierci, wydaje się to niemożliwe do osiągnięcia.
W książce roi się od retrospekcji, mieszczą się w nich wspomnienia Hazel i Franka, ułatwiające odbiór fabuły.
Dialogi są niewątpliwie atutem, dodają życia postaciom.
Podobnież bohaterowie, zanurzeni w mit, posiadający liczne atrybuty, ale też pięty achillesowe.
Przez trudną przeszłość samoocena trójki głównych bohaterów jest bardzo niska.
Rozdziały są ponumerowane, narratorami są w nich Percy, Hazel i Frank.
Autor opisując mitologię rzymską nieco niezgrabnie próbuje nawiązać do greckiej. Nie spodobało mi się że Percy syn greckiego Posejdona staje się nagle synem rzymskiego Neptuna.
Mimo mankamentów wysoko oceniam tę pozycję, stawiając 8/10.
PERCY MA ZAMĘT W GŁOWIE.
Budzi się z długiego snu i nie pamięta zbyt wiele poza własnym imieniem. Nie odzyskuje pamięci nawet wówczas, gdy wilczyca Lupa mówi mu, że jest półbogiem, i uczy go władania magicznym mieczem. Odbywa wędrówkę, podczas której musi pokonać wiele potworów, i w końcu trafia do obozu herosów… ale i tutaj niczego sobie nie przypomina. Pamięta tylko jeszcze jedno imię: Annabeth...