Pierwsze 80 stron przeczytałam w ciągu zabieganego dnia. Kolejny miałam wolny, więc usiadłam po południu z zamiarem zabrania się za lekturę na poważnie. Przerwałam dosyć późno i dokończyłam rankiem zaraz po przebudzeniu. Mówię wam, to było dobre! Nawet mimo koszmarów o kanibalach.
Clive Benton, z wykształcenia historyk i specjalista w sprawie historycznej wyprawy Donnera, zgłasza się do Nory Kelly, uznanej archeolożki. Twierdzi, że wie, gdzie szukać Zaginionego Obozu, lokacji dotąd nieodkrytej, w której niegdyś uwięzieni członkowie karawany z desperacji dopuszczali się kanibalizmu. W tym samym czasie swoją pierwszą sprawę otwiera Corrie Swanson, bada przypadek morderstwa i ograbienia grobu. Jak to się ze sobą połączy?
Przyznaję, że na początku trochę przebierałam w wyobraźni nóżkami. Myślałam sobie "no kopcie już, znajdźcie coś, niech coś się stanie". Jak powiedziała Nora, archeologia wymaga cierpliwości, a nawet gdy odkopiesz już coś ekscytującego, musisz powściągnąć emocje i dalej postępować powoli i metodycznie. Także uzbroiłam się w cierpliwość, by na końcu przekonać się, że było warto czekać.
Na fascynującą zagadkę z przeszłości nakłada się zagadka współczesnych morderstw. Jest niepokojąco, bohaterowie są odizolowani w górach, nie wiadomo, komu ufać, a wreszcie zaczynają się dziać podejrzane rzeczy, jakby nad tym miejscem ciążyła klątwa. Bardzo podobało mi się, że mogłam z bliska podpatrzeć pracę zarówno archeologów jak i agentki FBI.
A propos Corrie Swanson, to bardzo sympatyczna postać, ale jak widziałam, że zaczyna się z nią rozdział, to myślałam "o nie". Jest młodą niedoświadczoną kobietą na męskim stanowisku, w którym pewność siebie jest wręcz niezbędna. Ogromnie mnie irytowało, kiedy ktoś próbował coś na niej wymusić, podważyć jej racje, tak wyraźnie było czuć stres, który musi znosić. To oczywiście dowodzi, że autorzy świetnie sobie poradzili z rozpisaniem tych sytuacji.
Mroczna historia i współczesne śledztwo - wyszła z tego świetna mieszanka, polecam!