Harper niedługo ma się przenieść służbowo do Paryża, dlatego postanawia uporządkować wszystkie swoje sprawy w Londynie. Między innymi rezygnuje z mieszkania, więc kiedy okazuje się, że podróż wypadnie w późniejszym terminie, nie ma się gdzie na ten czas podziać. Na szybko wynajmuje lokum, w którym okazuje się, że mieszka już ktoś inny i to w dodatku bardzo przystojny - mamy zatem nasze tytułowe nieporozumienie.
Naprawdę podobał mi się pomysł na tę fabułę. Nagle znajdujesz się pod jednym dachem z nieznajomym facetem, który ci się podoba, jeszcze po sobie sam sprząta i gotuje, przecież to brzmi świetnie. Dodajmy do tego zbliżające się święta i żartobliwe dialogi, a wyjdzie lekka, odprężająca komedia romantyczna, która od czasu do czasu zapędza się w stronę erotyki.
Mimo wszystko parę rzeczy bym zmieniła, ale to takie kwestie, które innemu czytelnikowi mogą kompletnie nie przeszkadzać. Momentami robiło się dla mnie po prostu zbyt dosadnie i wulgarnie. Jeden mocny tekst może rozbawić, ale kiedy ciężki arsenał pojawia się kilkukrotnie na jednej stronie, to przestaje to bawić, a zaczyna drażnić. Nie było takich sytuacji dużo, a z czasem zaczęłam je ignorować, bo byłam ciekawa, jak ta historia potoczy się dalej.
Może to trochę wina głównej bohaterki? Z Harper na pewno nie zaprzyjaźniłabym się w prawdziwym życiu. Na pierwszy rzut oka to silna i niezależna babeczka, ale po bliższym poznaniu widziałam w niej osobę raczej nieporadną i niechlujną. O dziwo nie przeszkadzało mi to w obserwowaniu jej poczynań.
Jeśli ktoś szuka odważnej komedii romantycznej, to powinien sięgnąć po "Świąteczne nieporozumienie". Książka dostarcza rozrywki, ma w sobie i trochę romantyzmu, i trochę relacji love-hate. Nada się na okres świąteczny dla wielbicielek i wielbicieli romansów jak najbardziej.