Chyba wszyscy się zgodzimy, że życie samotnej matki wychowującej dziecko do lekkiego nie należy. Tak właśnie jest w przypadku Carys, która stara się radzić sobie ze wszystkim sama. Całymi dniami opiekuje się sześciomiesięczną córeczką, a takie maluszki nie raz potrafią dać w kość. Główna bohaterka nie zdecydowała się jeszcze na powrót do pracy, bo po pierwsze nie ma, z kim zostawić Sunny, a po drugie do starej pracy wracać nie chce, bo dyrektorem jest ojciec jej dziecka. Tak, więc Carys wykorzystuje każdą wolną chwilę na odpoczynek, jednak sąsiad zza ściany skutecznie jej to uniemożliwia.
Deacon, to przystojny i młody projektant gier, ceni sobie pracę zdalną i to, że jest wolny. Często gościł u siebie przeróżne koleżanki, jednak nigdy nie przyszło mu do głowy, że jego zachowanie jest tak uciążliwe dla sąsiadów.
Pewnego razu Carys niewytrzymała i zwróciła Deaconowi delikatnie uwagę i od tego wszystko się zaczęło.
Czy Deacon przestanie zakłócać spokój sąsiadom? Czy Carys znajdzie pracę? Oraz czy dwójka sąsiadów mogą liczyć na coś więcej niż przyjaźń?
Kolejny raz przekonałam się, że uwielbiam twórczość Penelope Ward, to jak lekko pisze, to jak potrafi zaciekawić, na tyle, że czytelnik nie jest w stanie odłożyć książki, bo zwyczajnie zżera go ciekawość.
Tym razem związek między sąsiadami. Czy to w ogóle ma szansę się udać? Przyznam, że pomysł na tę historię był rewelacyjny i nawet nie zdziwiłabym się gdyby coś takiego wydarzyło się naprawdę. W dzisiejszych czasach nie znamy swoich sąsiadów, może jedynie z widzenia i to nie zawsze. Tu Carys korzystając z okazji, że widzi swojego sąsiada postanawia zwrócić mu uwagę, że ściany są dosyć cienkie. I przyznam, że Deacon świetnie wybrną z tej sytuacji, bo podejrzewam, że nie jeden odwróciłby się na pięcie burcząc, że to nie jego problem. Dodatkowo sam wyciąga pomocą dłoń do głównej bohaterki, gdy słyszy, że dziecko za ścianą nie może się uspokoić i wcale nie przychodzi z pretensjami. Tak zaczyna się ich przyjaźń. Ja dalej twierdzę, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną, jest naprawdę bardzo rzadko spotykana.
Autorka w książce porusza też trudny temat, jakim jest choroba Downa, świetnie pokazuje jak ludzie reagują na nasz wygląd. Gdy widzą dziecko uśmiechają się zaczepiają, jednak, gdy dostrzegają, że jest to dziecko chore, odwracają wzrok, a nie raz współczują rodzicom. Dla każdego rodzica swoje dziecko zawsze będzie najpiękniejsze, bez względu na to jak wygląda. A dzieci z chorobą Downa też potrafią być szczęśliwe, a nawet stwierdzam, że są zdecydowanie wrażliwsze niż dzieci zdrowe. (Pisząc ten akapit mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam. W razie czego nie to miałam takiego zamiaru.)
Gorąco polecam wam tę książkę ja świetnie spędziłam z nią czas. Jedyne, czego żałuję, to tego, że tak późno sięgnęłam po twórczość tej autorki. Jeszcze dużo książek mam do nadrobienia.