Główna bohaterka, Holly nie przepada za świętami, kojarzą jej się tylko z przykrymi chwilami w jej życiu, oraz o tym, że znów jest sama. Wszystkiego nie ułatwia randka z kolegą z pracy Deanem, który więcej się do niej nie odezwał, lecz szczerze mówiąc na nic więcej się nie umawiali. Jednak los postanawia spłatać im obojgu figla. Nie dość, że oboje walczą o ten sam projekt, to dodatkowo zatrzaskują się w windzie i chcąc, nie chcąc zaczynają ze sobą rozmawiać.
Czy wyjaśnią sprawy między nimi? Czy Dean i Holly połączy coś więcej niż tylko praca? Oraz czy Holly na nowo zakocha się w Bożym Narodzeniu?
Po pierwsze ogromnym zdziwieniem było to, że te opowiadanie jest tak strasznie krótkie. Kto zna książki autorki, ten wie, że jej powieści czyta się w ekspresowym tempie, bo wciągają już od samego początku i nie sposób się od nich oderwać. I tu nie było inaczej. Troszeczkę szkoda, że tak szybko się skończyło, bo moim zdaniem można by to było śmiało rozpisać na całą książkę, bo w pewnym momencie wszystko gna na łeb, na szyję.
Corinne Michaels początek tej opowieści napisała już jakiś czas temu do antologii, lecz postanowiła to wszystko rozszerzyć i tak powstała ta krótka historia, pełna ciepła, świątecznego klimatu, i przepełniona miłością.
Bardzo przyjemnie czytało się o tym jak druga osoba stara się na nowo wzbudzić radość z Bożego Narodzenia, jak stara się by zaczarować te święta, mimo że los rzuca pod nogi przeszkody.
Nic więcej nie mogę wam zdradzić, bo książka jest naprawdę krótka, ale jeśli szukacie jakiegoś zimowego opowiadania to śmiało wam polecam właśnie „Windą do nieba”, ogólnie bardzo zachęcam do zapoznania się z twórczością tej autorki, bo książki są naprawdę godne uwagi.