„(…) Wierzę, że ludzie są dobrzy”
Dzisiaj będzie wyjątkowo długo i obszernie. Usiądźcie więc wygodnie w fotelu….
W dniu swoich trzynastych urodzin (1942 rok), Anna Frank, żydówka mieszkająca z rodzicami oraz siostrą w Holandii, otrzymuje w prezencie zeszyt. Postanawia prowadzić swój osobisty pamiętnik, nie spodziewając się, że w ciągu następnych dwóch lat, będzie on jej jedynym powiernikiem.
Po trzech tygodniach rodzina Franków (Otto – ojciec, Edith – matka i Margot – siostra) wraz z Anną uciekają do miejsca, które ma zapewnić im bezpieczeństwo. Tym miejscem jest sekretna Oficyna, znajdująca się w biurze, w którym na co dzień pracują ludzie. Miejsce, o którym wiedzą tylko wtajemniczeni w schronienie przyjaciele rodziny. Wraz z rodziną Franków, do Oficyny wprowadzają się państwo van Pels z synem oraz w późniejszym okresie Albert Dussel.
Osiem osób, żyje w zamknięciu przez ponad dwa lata wojny ( od 8 lipca 1942 r. do 4 sierpnia 1944 r.). Przez dwa lata Anna, jej rodzina i pozostali mieszkańcy, nie wychodzą na zewnątrz. Ich oknem na świat jest radio i garstka przyjaciół, którzy zapewniają żywność i podstawowe potrzeby mieszkańców. Anna, spisuje w swoim pamiętniku wspomnienia oraz przemyślenia, dotyczące życia i stosunków międzyludzkich. Widzimy jej nie najlepsze relacje z matką, nabieranie pokory do życia oraz swoistą przemianę z dziecka w kobietę. Widzimy również, jak wspólne mieszkanie wpływa negatywnie na ludzi, którzy codziennie muszę się znosić. Ludzi, którzy nie mają prywatności. Ludzi, którzy żyją w ciągłym strachu przez obozami koncentracyjnymi i śmiercią z rąk hitlerowców.
„Wyjść stąd, wyjść stąd! – Krzyczy coś we mnie. – Tęskno mi za powietrzem, za śmiechem!”
Anna doskonale ukazuje ludzką psychikę, jej zapiski pokazują dramatyczność sytuacji w jakiej się znaleźli napiętnowani żydzi. Ekstremalne warunki egzystencji, niepewność jutra, to powoduje w tych ludziach agresję i niezrozumienie. Zresztą nie ma się czemu dziwić ich frustracji i poczuciu zagrożenia.
Dla czytelników, którzy sądzą, że otrzymają kolejną dozę typowej literatury wojennej, ta pozycja będzie sporym rozczarowaniem. Wbrew pozorom, nawiązania Anny do wojny są naprawdę znikome w porównaniu do jej wewnętrznego życia, jej planów na przyszłość i rodzącej się miłości, opisanych na łamach pamiętnika. Nie jest to z pewnością lektura dotykająca w oczywisty sposób temat holocaustu. Spodziewałam się właśnie większej ilości odwołań do wojny, tematu zagłady Żydów a dostałam całkowicie coś innego.
„Pieniądze, poważanie – to wszystko możesz utracić, ale szczęście, które mieszka w twoim sercu, może najwyżej czasem zblednąć, lecz, dopóki żyjesz, wciąż na nowo będzie cię uszczęśliwiać”
Nie wyobrażam sobie przeżycia nawet miesiąca w tak ciasnej przestrzeni, z tyloma różnymi osobowościami, z ciągłą groźbą odkrycia przez oprawców. Trudno określić postać Anny, z pewnością wzruszające są jej marzenia i plany dotyczące przyszłości. Plany, które nigdy się nie ziściły.
Ostatni wpis Anny nosi datę 1 sierpnia 1944 r. W Posłowiu dowiadujemy się o tragedii, która wydarzyła się trzy dni później - 4 sierpnia 1944 r. Wówczas właśnie gestapo wtargnęło do Oficyny…
Książka mnie nie rozczarowała, po prostu była inna niż moje wyobrażenia. Myślę, że Anna Frank jest symbolem niezawinionych śmierci, jakich były miliony w czasie II wojny światowej. Śmierci młodych ludzi, często jeszcze dzieci, którzy mieli plany oraz marzenia, a którym nie było dane ich zrealizować. Jak dla mnie jest to książka nie podlegająca jakiejkolwiek ocenie. Książka, po którą powinni sięgać młodzi ludzie aby uświadomić sobie niewyobrażalny kataklizm tamtych złych czasów. Przecież każdy z nas mógłby być Anną.
Doczytałam, że Dziennik Anny Frank został przetłumaczony na kilkanaście języków, osiągnął wielomilionowe nakłady. Po części więc spełniło się marzenie bohaterki o wydaniu pamiętnika. W Amsterdamie możemy znaleźć muzeum poświęcone Annie, w sieci jest mnóstwo zdjęć ukazujących budynek, w którym ukrywała się rodzina Franków jak również same zdjęcia Anny Frank. Co ciekawe UNESCO wpisało jej pamiętnik w rejestr dokumentów, które mają nadzwyczajną wartość dla świata. Uważam, że naprawdę warto poznać jej historię.
„Wszyscy żyjemy, ale nie wiemy ani po co, ani dlaczego. Każdy dąży do szczęścia, każdy żyje inaczej, a jednak tak samo”
Dziennik Anny Frank został po raz pierwszy opublikowany 1947 r. przez ojca autorki – Otto Franka, a w miejscu gdzie ukrywali się przez dwa lata, powstało muzeum upamiętniające ich dzieje. Ciekawostką jest to, że Międzynarodowa Unia Astronomiczna nazwała jedną z planetoid imieniem Anny Frank jak również krater na planecie Wenus nosi nazwę Frank. Ciekawe jest również to, że do dzisiejszego dnia kwestionowana jest autentyczność samego Pamiętnika. W jego prawdziwość nie wierzą neonaziści, podając wiele argumentów. Zainteresował mnie ten temat, więc podam główne nieścisłości dla zainteresowanych tematem:
- Karl Silberbauer – ówczesny oficer policji, który dokonał aresztowania wraz z innymi oficerami, zeznał, iż w domu, w którym ukrywała się rodzina Franków, nie było żadnego pamiętnika ani żadnych kartek leżących na ziemi. Podobno do tego mieszkania policja powracała aż trzy razy. Karl Silberbauer stwierdził, że pamiętnik nie jest autentyczny.
- Ekspertyza Biura Śledczego w Niemczech wykazała, że część Dziennika tzn. IV tom został napisany za pomocą długopisu. A długopis wynaleziono dopiero po 1951 r.
- Ojciec Anny, przyznał, że sam pamiętnik jest taśmoskryptem, a więc w formie papierowej nigdy nie istniał.
- W Dzienniku można wyróżnić kilka stylów pisania, które znacznie różnią się między sobą.
- Mieszkanie, w którym ukrywali się Anna i jej rodzina, jest widoczne z 200 okien. Czy udało im się pozostać niewidocznymi przez tyle miesięcy?
- Wskazuje się wiele sytuacji opisanych w Pamiętniku, które wydają się ze sobą sprzeczne i niezgodne z rzeczywistością.
To tylko nieliczne zastrzeżenia jakie udało mi się odnaleźć. Nie mam zdania na ten temat, gdyż musiałabym spędzić wiele czasu na głębszą analizę tematu. Z pewnością istotne jest to, że holenderski sąd zabronił kwestionowania prawdziwości zapisków Anny Frank. I trzymajmy się tego wyroku.
Pierwsza ekranizacja Dziennika Anny Frank powstała w 1959 r. Była to adaptacja sztuki teatralnej pod tym samym tytułem, której nie udało mi się niestety obejrzeć. Rolę Anny Frank zagrała Millie Perkins, ówczesna modelka. Film czarno-biały, trwający 180 minut, przypadł mi do gustu. Reżyser stworzył klimat adekwatny do czasów w jakich rozgrywa się dramat bohaterów. Najbardziej autentyczna postać z tego filmu to Otto Frank – zagrany przez Josepha Schildkrauta. Film otrzymał trzy Oscary z ośmiu nominacji. Ciekawostką jest to, że w początkowej wersji na końcu filmu ukazana jest Anna w Auschwitz. Ze względu jednak na nieprzychylne przyjęcie przez publiczność, została ona zmieniona. Myślę, że to błąd. Taka scena jeszcze bardziej pobudzałaby widza do refleksji. Film warty polecenia chociażby ze względu na kontekst historyczny w jakim jest obsadzony.
Oprócz wyżej wymienionego filmu, powstał również kolejny w 1980 r. oraz dwa miniseriale z roku 1988 i 2001. Istnieją również filmy dokumentalne na ten temat.
Nie będę się już więcej rozpisywać. Po prostu polecam wam wszystkim zapoznać się z historią Anny Frank.
www.subiektywnie-o-ksiazkach.blogspot.com