Jak zobaczyłam, że Colleen Hoover wydaje nową książkę wiedziałam, że muszę ją mieć. To mój absolutny nr jeden wśród autorek. Kocham jej wszystkie książki. Już sam tytuł "Nagie serca" obiecywał bardzo wiele. Czy i tym razem autorka stanęła na wysokości zadania?
Beyah całe życie walczy o przetrwanie. Matka ćpunka nie dała jej nic oprócz strachu przed jutrem oraz to, że liczyć może tylko i wyłącznie na siebie. Kiedy niespodzianie matka umiera, krótko przed wyjazdem na uczelnię, Beyah jest zmuszona spędzić resztę lata u ojca, którego kompletnie nie zna, gdyż traci mieszkanie. Tam po raz pierwszy przestaje się martwić o podstawowe potrzeby, a nawet znajduje się ktoś, kto trafia prosto do jej serca.
Zawsze to powtarzam przy okazji książek Colleen, że jest ona mistrzynią w przelewaniu emocji na papier. Zawsze to jest tak wielki ładunek uczuciowy, że człowiek czytając ma ciarki na skórze. Przynajmniej w moim przypadku tak się zdarza. I tym razem autorka nie zawiodła. Rodzące się uczucie między Samsonem i Beyah było cudownie opisane. Hoover ma u mnie bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę dlatego troszeczkę byłam zawiedziona, że nie było efektu wow w książce. Zawsze potrafiła zrobić taki zwrot akcji, że zbierałam szczękę z podłogi i nagle wszystko wskakiwało na swoje miejsce. Tutaj nie było takiego zaskoczenia. Spodziewałam się takiego obrotu spraw. Tak samo sama historia opisana w książce nie do końca trafiła do mnie. Ale to akurat zganiam na fakt mojego samopoczucia podczas czytania. Nie do końca to był czas na taką lekturę. Czy to znaczy, że książka w moim mniemaniu była zła? Absolutnie nie! Wręcz przeciwnie, wiem na pewno, że kiedyś do niej wrócę. To już mówi samo przez się, bo ja robię reredingi tylko naprawdę cudownych książek. I naprawdę bardzo się cieszę, że mogłam ją przeczytać tak długo przed premierą. Czytajcie książki Hoover, bo naprawdę warto!
"− Nie zamierzałam kończyć tych wakacji ze złamanym sercem.
Samson przechyla głowę i przygląda mi się bacznie.
− Nie martw się. Serce nie kość, nie da się go naprawdę złamać."
Ponure życie i nazwisko to jedyne, co rodzice dali Beyah.
Resztę zawdzięcza samej sobie. Ciężko pracowała, żeby zdobyć stypendium i dostać się na wymarzone studia.
Kiedy dwa miesiące przed wyjazdem na uczelnię jej matka n...