Jak lepiej zapoznać się z książką słynnego polskiego radiowca, jeśli nie poprzez audiobooka, którego czyta sam autor? Miło było usłyszeć spokojny i przyjemny w odbiorze głos Marka Niedźwiedzkiego, szczególnie kiedy opowiadał o kulisach swojej pracy. Dla osób, które zasłuchiwały się w dawnej Trójce, każda pozycja o popularnych prowadzących audycje w niej to prawdziwa gratka.
Samej treści w książce nie jest dużo. To zbiór krótkich i żartobliwych anegdot wszelkiego rodzaju. Niestety momentami miałam wrażenie, że autor opowiada o ulubionym gatunku jabłek albo w jaki sposób segreguje śmieci, bo brakuje mu już tematu do rozmów. Jakby na siłę starał się zapełnić miejsce. Na szczęście są też ciekawsze rzeczy, jak spotkania z muzykami czy wspomnienia z podróży.
"DyrdyMarki" potraktowałabym raczej jako suplement do jego poprzednich książek. Tak naprawdę niewiele o samej osobie Niedźwieckiego się dowiemy, jeżeli wcześniej nie wiedzieliśmy nic. Z drugiej strony, ten kolorowy wolumin nie zaskoczy niczym kogoś, kto karierę radiowca śledzi już od dawna. Ot, takie ciekawostki zebrane w jednym miejscu, tytuł adekwatny do treści.
Polecam zapoznać się i z wersją audio, i papierową (tej nie mogło zabraknąć w naszej domowej "Trójkowej" kolekcji). Tak jak pisałam, audiobook ma tę zaletę, że jest czytany bezpośrednio przez autora, więc to taka bonusowa audycja. Wydanie papierowe zaś cieszy oczy swoim niesamowitym designem, jest jak artystyczny album, w którym tekst i obraz zgrywają się ze sobą. Książka jest kolorowa, ma mnóstwo zdjęć i ciekawych grafik. Według stopki redakcyjnej za ilustracje i projekt graficzny odpowiadają Andrzej Wąsik i Agnieszka Szczepańska - naprawdę świetna robota. Bawią się nie tylko podobiznami Marka Niedźwieckiego modyfikując stare zdjęcia albo przerysowując jego rysy na nowo, ale również ilustrują w nietuzinkowy sposób treść rozdziałów i sprawiają, że litery w niektórych miejscach "ożywają" (różne czcionki, kolaże itp.). Można trochę powspominać razem z autorem, zrelaksować się na jedno popołudnie.