Trzeba przyznać, że Zośka Papużanka ma niebywały talent do przenoszenia czytelnika w opisywane przez siebie miejsca. Sposób, w jaki kreśli rzeczywistość jest niesamowity. Podczas czytania aż czuć słońce na skórze i wiatr we włosach. Czytelnika nie powinna jednak zwieść piękna okładka książki zapowiadająca prawdziwą sielankę powieściową. Sugerując się okładką spodziewać się można pięknych wakacji i samych przyjemności. Autorka opisuje w książce wakacje dzieciństwa, które cała rodzina spędza na wsi. Nie skąpi jednak opisów rodzinnych batalii czy braków w domostwie, a robi to w sposób bardzo obrazowy. Można się przenieść wraz z nią w te czasy idealnie nieidealne, kiedy można było biegać z dziećmi po wsi, ale cała rodzina musiała słuchać dziadka, który miał zawsze rację, jego wrogowie byli wrogami całej rodziny, a sąsiad wiedział wszystko o sąsiedzie i każdym innym człowieku ze wsi.
Podczas czytania przeniosłam się także pamięcią w lata mojego dzieciństwa, kiedy także wyjeżdżałam na wakacje do dziadków (jednak bez rodziców), a do szczęścia nie było potrzeba nic więcej niż parę liści, podwórko i kilkoro dzieci z okolicy. Za to jestem autorce bardzo wdzięczna, ponieważ te wspomnienia wywołały we mnie poczucie szczęścia i spełnienia.
Podoba mi się także sposób pisania autorki. Bardzo lekki i bezpośredni, często ociekający sarkazmem i szczery aż do bólu. Dzięki temu wszystko trafia do mnie jeszcze lepiej. Faktem jednak jest, że ta książka to nie tylko opowieść o spędzaniu wakacji u rodziny, ale także swego rodzaju analiza ludzkich relacji i zależności, nad którą nie sposób się nie pochylić. Każdy ma swoje miejsce oraz określoną rolę do pełnienia, czy to pośród członków rodziny czy w wiejskiej społeczności. Świetna i dogłębna analiza ludzkich charakterów i motywacji. Książka nie jest jednak typową lekką lekturą, ponieważ zmusza czytelnika do zatrzymania się i przemyślenia pewnych życiowych kwestii, pomimo sielankowego pozornie krajobrazu. Bardzo ciekawa pozycja, po którą warto sięgnąć.
***
„Trzeba wyrywać chwasty. Z wiekiem człowiek się przygina do ziemi, żeby pamiętał, żeby sobie przypomniał, skąd przyszedł i na co jest stworzony. Nie da się pleć na stojąco. Trzeba się przygiąć, złapać zły chwast, chwycić zło za głowę, wyjąć i odrzucić daleko, a jeszcze lepiej spalić, żeby nie wróciło.”