„Coraz częściej łapie się na tym, że czas mija, a ja wielu rzeczy nie zrobiłam. Odkładałam. Myślałam, zawsze, że zdążę, że jeszcze tyle przede mną, aż tu nagle bach! Za późno”
Poszłam za ciosem i stwierdziłam, że co jakiś czas będę powracać do moich starych pisarzy z okresu dojrzewania. Udało mi się odnaleźć drugą książkę Siesickiej jaką posiadam, co biorąc pod uwagę moją przeprowadzkę i mnóstwo pudeł, jest nie lada wyczynem.
„Chwileczkę, Walerio…” to pozycja nietypowa, nie dająca się objąć w żadne ramy czy schematy. Narratorem jest sama autorka, która przyjeżdża w góry aby napisać książkę. Niespodziewanie pojawia się postać Walerii. Postać wymyślona do książki ale równocześnie jakby prawdziwa. Waleria towarzyszy pisarce, jednocześnie wplatając swoją historię. Historię, która nie jest wesoła, a dotyczy brata Aleksandra - narkomana, który uciekł z domu. W tle pojawia się również pierwsza miłość.
To co na pewno zwraca uwagę, to kartki Walerii, znajdujące się na końcu każdego z rozdziałów. Znajdują się w nich jej ulubione wiersze, wypowiedzi ale również kartka przeznaczona dla czytelnika, w której postawione są pytanie i wolne miejsce na odpowiedź. To z pewnością bardzo oryginalny pomysł.
Tak do końca sama nie wiem, czy Waleria była tylko wytworem wyobraźni czy istniała naprawdę. Skłaniam się jednak ku pierwszej możliwości. W 1993 r. pozycja ta otrzymała nagrodę IBBY za książkę roku. Ciekawią mnie dalsze losy bohaterki, które można przeczytać w powieści "Wróć, Aleksandrze". Na pewno przeczytam w przyszłości.
www.subiektywnie-o-ksiazkach.blogspot.com