Terry Pratchett znów zachwycił mnie mistrzostwem nie tylko w konstruowaniu fabuły, pięknem barwnych scen, ale nade wszystko ukazaniem istoty dobra i zła. Tego jaki sens ma dobro i dlaczego zwycięża nad wszelkim złem. Tutaj ciemne siły uosabiają wampiry, traktujące ludzi jak przedmioty. Natomiast istotą pełną dobra jest Feniks, rodzący się w ciemności panowania wampirów.
Książka wciąga, mnóstwo tu bardzo inteligentnego humoru.
Przy lekturze nie sposób się nudzić, mamy też setki bardzo mądrych zdań, mówiących o naturze człowieka i świata.
Autor przedstawia historię religii, czyni to opisując życie wewnętrzne Wielebnego Oatesa. Mówi o licznych rozłamach w Kościele o jego krwawej przeszłości i późniejszej łagodności wobec ''niewiernych''.
W tej ponad trzystu-stronicowej powieści występują liczne wampiry, gnomy, parę igorów, a przede wszystkim Lancreńczycy i Wielce Wielebny Oates.
Wszystkie postacie są bardzo barwne, znakomicie wykreowane. Dialogi jak zwykle dodają postaciom prawdy, i ożywiają fabułę.
Na zaproszenie króla Verenca wampiry goszczą w Lancre a potem je podbijają. Wydaje się że sprawa jest przegrana, ale zawsze istnieje światełko w tunelu.
Nigdy nie zapraszajcie do siebie wampirów.
Polecam tę niesamowitą powieść. Stawiam zasłużone 9/10.
Nota wydawcy:
Wielce Oats trafił na nie najlepszy moment, by zostać kapłanem. Sądził, że przybywa do Lancre na prostą ceremonię. Tymczasem znalazł się na wojnie między wampirami a czarownicami. Jest tu młoda Agnes, która naprawdę czasem nie jest sobą. Magrat, która stara się połączyć czarownictwo i pieluchy. Niania Ogg... i babcia Weatherwax, która jest prawdziwym problemem.
Wampiry są inteligen...