Ona pracuje w więzieniu, pomaga mężczyznom poradzić sobie z nałogami. On twierdzi, że jest niewinny i już od pierwszych chwil uwodzi bohaterkę jak tylko może. W końcu uciekają do Afryki, po drodze dzieją się przeróżne rzeczy, dziękuję, koniec. Opis suchy i pozbawiony emocji, bo i mnie ich zabrakło podczas lektury. Nigdy mnie więzienne klimaty nie pociągały, a już tym bardziej taki wątpliwy związek, ale erotyki rządzą się swoimi prawami i to miało swój potencjał. Według mnie najbardziej kulała postać głównej bohaterki.
Trochę drażniło mnie, jak Marta odnosi się do swoich kolegów i koleżanek po fachu. Inni psycholodzy byli dla niej nudni, niesympatyczni, nawet momentami ich w myślach wyśmiewała. Według autorki terapeuci po godzinach pracy dalej operują sztucznym językiem i nawet w dyskusjach między sobą padają pytania w rodzaju "i jak się z tym czujesz?". Zastanawiam się, co w takim razie kierowało bohaterką, że wybrała ten zawód i to miejsce? Nie miała tam przyjaciół, pacjenci ją przerażali, samo przejście przez bramki z wykrywaczem metali sprawiało, że podskakiwała w miejscu. I w tym momencie poznała przystojnego więźnia, który proponuje jej ucieczkę... Tylko że ona nie była skazana, mogła zmienić swoje życie w każdej chwili, nie potrzebowała do tego rycerza-kryminalisty! Średnio mi się podoba taka puenta, nawet zakładając, że ta cała historia jest umowną fantazją o niemożliwym romansie.
Niestety więzienie jest tłem tylko niedużej części książki, bo bohaterowie szybko zaczynają swoją podróż do Maroka. Myślę, że powieść spodobałaby mi się bardziej, gdyby skupiała się wyłącznie na akcji w zakładzie. Można by przez całą książkę powoli rozwijać relację Marty i Adama, uczynić ją bardziej wiarygodną, a tak decyzje bohaterki wydają się skrajnie naiwne albo po prostu głupie.
Podobał mi się wątek z zabójstwem ojca Marty i jej amnezją związaną z tym wydarzeniem. To dawało czytelnikowi do myślenia, czekało się na kolejne informacje jak na puzzle, które w całości dawały rozwiązanie zagadki.