Na bagnie, po którym mieszkańcy przemieszczają się na płozach z desek, pod gruszą, która rodziła smaczne owoce, zanim pojawili się tam pierwsi ludzie, jest zabita dechami wieś, gdzie historia wciąż zatacza koło, a wszystko jest takie pomiędzy... Każdy bohater jest pomiędzy statystą a główną postacią, oczy są pomiędzy wodą i ogniem, człowiek pomiędzy gadzią a Cyganem i ta chata na kamieniach pomiędzy górą a wodą. A to wszystko opisane niechronologicznie, by zawrzeć to, co było pomiędzy, poetycko, ale trochę prozą, żartobliwie, ale czasem jednak smutno. Efekt motyla pomiędzy Marią, która nie chciała tłustego hrabi a Cygańską Madonną, która dokonywała cudów w życiu pielgrzymów bawi i przeraża jednocześnie, jeśli kojarzymy z życia takie modlitwy przed figurą z diabłem za skórą.
Od paru tygodni czekałam na tę książkę, a później zaczęły się pojawiać zachwyty nad nią, dlatego tylko nie zniechęciłam się na pozór poetyckim językiem. Świetny debiut, przewrotny i jajem, jestem teraz pomiędzy radością, że skończyłam czytać, a smutkiem, że więcej nie ma.