Beth, Megan i Joanne - trzy nierozłączne przyjaciółki, które, mimo dzielących je różnic, poznały się na uniwersytecie i przez lata trzymały tej znajomości. Ich przyjaźń przetrwała nie tylko dzięki sympatii, ale także ze względu na łączącą ich tajemnicę dotyczącą tragicznego wydarzenia z nocy po ukończeniu studiów. Niestety, po przekroczeniu czterdziestu lat, demony z przeszłości zaczynają o sobie przypominać i nawet osiągnięty przez wszystkie trzy kobiety sukces i ustatkowane życie nie są w stanie uchronić przed konsekwencjami. Wystarczy wyznanie najprawdziwszej prawdy, by życie każdej kobiety w zastraszającym tempie zamieniło się w koszmar.
“Fatalne kłamstwo” Valerie Keogh to kolejna tegoroczna premiera od wydawnictwa Muza. Kolejna okrzyknięta mianem thrillera, niestety, według mnie, nie do końca spełniająca wymogi fanów gatunku. Nie jest to długa powieść, czyta się ją szybko, choć niekiedy wieje nudą. Za dużo mamy tutaj rozterek głównych bohaterek, za mało akcji, jak dla mnie jest to bardziej dramat, niż thriller. Bo dramatu jest tutaj sporo. Każda z bohaterek doświadcza konsekwencji wyznania prawdy dotyczącej jednego fatalnego kłamstwa sprzed lat. Każda ma coś na sumieniu, choć wydawać by się mogło, że zawiniła wyłącznie jedna osoba. Szambo nagromadzonego brudu zaczyna się wylewać w pewnym momencie i dzieje się tak do samego końca książki. Pozytywnie według mnie wypadło zakończenie, ale epilog zmiażdżył wszystko - pokazał, że nigdy tak naprawdę człowiek nie może być pewny drugiego człowieka, jego zamiarów, planów, nawet jeśli jest jednym z naszych najbliższych i wypada niezwykle przekonująco. Epilog to totalnie połamany kręgosłup moralny, który zmusza do zastanowienia nad ludzką egzystencją.
Książki nie polecam, ani nie odradzam. Zakończenie zrobiło na mnie wrażenie, choć czytałam lepsze, podobały mi się wychodzące na jaw tajemnice, ale ogólnie patrząc powieść to średniak. Sami zdecydujcie, czy chcecie się zapoznać z “Fatalnym kłamstwem”.