Patrycja ucieka z Australii do Stanów Zjednoczonych, gdzie postanawia zacząć życie na nowo. Bierze udział w popularnym programie kulinarnym, odnosi sukcesy, jednak po nocach nie może spać, a za dnia jeść, bo ciągle przeżywa wydarzenia z przeszłości. Szybko okazuje się, że Maksymiliana Powera, o którym chciała zapomnieć, nie da się tak łatwo pozbyć.
"Amerykański sen" jest drugą częścią serii "Kontynenty przyjemności", pierwszej nie przeczytałam. Czuć, że to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z jedynki, ale można się łatwo domyśleć, co działo się wcześniej. Niemniej, polecam zacząć od początku, żeby widzieć pełen obraz relacji Patrycji i Maksa.
A ta relacja jest największym plusem tej powieści. Czuć pomiędzy nimi chemię i wzajemne przyciąganie. Patrycja jest przy Maksie malutka, urocza i skromna, jakby kompletnie nie zdawała sobie sprawy ze swojej seksowności. Max jest potężnym facetem, stanowczym, ale nie agresywnym, niezależnym, ale jednak pragnie się dla Patrycji zmienić i zatrzymać ją przy sobie na dłużej. Nie ma tutaj wskakiwania do łóżka już na pierwszej stronie, jest za to długie zwodzenie siebie nawzajem, kuszenie i napięcie seksualne utrzymujące się przez całą powieść. Jeśli czytelnik da się porwać temu uczuciu, to na pewno szybko nie oderwie się od lektury, żeby tylko przekonać się, co z tego wyniknie.
Niestety było trochę rzeczy, które mnie drażniły. Poza związkiem głównych zakochanych, nie dzieje się nic specjalnego. W fakt, że mają bogate, wypełnione ciężką pracą życie, trzeba uwierzyć na słowo, bo jedyne co widzimy, to ciągłe przebieranie się albo przygotowywanie posiłków. Życiu Patrycji zagraża stalker, ale nie chcę sobie nawet przypominać o tym wątku, bo bohaterka zachowuje się tak lekkomyślnie i nieodpowiedzialnie, że aż szkoda gadać.
Przeszkadzał mi też język autorki. Są w nim błędy i powtórzenia, naprawdę masa powtórzeń nie tylko pojedynczych słów, ale całych akapitów. Jeśli np. po dwóch razach zapomnieliśmy, kto zasłużenie wygrał Master Cooka, to spokojnie, po kilku stronach znowu ktoś o tym opowie prawie że identycznymi słowami. Do tego pisarka musi totalnie uwielbiać słowo "totalnie".
Polecam fanom romansów, lekkich powieści, przy których można i odpocząć, i poczuć miły dreszczyk emocji.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl