Recenzja książki Tajemnica posiadłości w Zachusach
Z tą książką mam lekki problem i nie umiem jej jednoznacznie ocenić.
Z jednej strony na plus zasługuje dobry pomysł na fabułę, który mnie zaciekawił i naprawdę rozbudził we mnie chęć na małe śledztwo, by odkryć co też jest nie tak z posiadłością w Zachusach. Książka nie zawiera również dużo opisów, przez co czyta się ją szybko. I tutaj pojawia się minus. Objętość książki nie pozwala na dobre poznanie bohaterów przedstawionej historii. Zanim się ta powieść na dobre zaczęła, już się skończyła. A szkoda, bo wyczuwałam w tej historii potencjał. Te skradające się przez las postacie, kotka stajennego której nikt nie widział, posiadłość otoczona bagnami, co tworzy z niej twierdzę nie do zdobycia, sąsiad mający niejasne zamiary, tajemna biblioteka i ciekawi goście, którzy wykorzystują dobroć obecnych właścicieli, czyli braci bliźniaków. Naprawdę mogłaby być z tego klimatyczna historia. Tak się jednak nie stało. Tekst bardziej przypomina mi konspekt książki niż skończone dzieło. I zakończenie, które dla mnie nic nie wyjaśnia. Mnie to nie przekonuje.
Jeśli ktoś poszukuje opowiadania na jeden wieczór, to ta książka będzie w sam raz. Jednak dla mnie na rynku jest zdecydowanie za dużo dobrych książek, by tracić czas na te niedopracowane.
Nieoczekiwany spadek to dopiero początek kłopotów.
Dwóch braci bliźniaków, Dariusz i Czesław, otrzymuje w spadku po wuju Emilianie wielką posiadłość na wsi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez całe życie nie utrzymywali ze swoim krewnym kontaktu. A to tylko początek niespodzianek – okazuje się bowiem, że dom, do którego się wprowadzili, pełen jest niepokojących tajemnic. Ukryt...