Po pierwszej części, czyli „Kostandin. Grzechy mafii”, nie mogłam się doczekać drugiego tomu. Kiedy tylko dotarła do mnie ta książka, niemalże od razu zabrałam się za czytanie.
Po postrzeleniu Alicja przechodzi ciężką operację, po której zapada w śpiączkę. Budzi się po miesiącu z częściową utratą pamięci. Jej ostatnie wspomnienie sięga czasów jeszcze przed Kostą. Jednak Alicja to nie Alicja, tylko Felicja, a Kostandin to Aleksander 🙈. Mężczyzna przez dłuższy czas udaje lekarza, by tylko być przy Felicji i stara się ze wszystkich sił pomóc jej odzyskać pamięć.
Nie chcą zasypać głównej bohaterki mnóstwem informacji, gdyż to może spowodować pogorszenie jej stanu zdrowia. Jednak jakimś cudem, Felicja zostaje porwana przez Viktora, który Viktorem nie jest 😂🙈.
Więcej Wam nie zdradzę. Chcę, żebyście czytając te książkę, mieli jakieś niespodzianki. Muszę dodać, że według mnie ta książka wypadła znacznie słabiej niż pierwszy tom.
Nie raz gubiłam się w fabule. To zamieszanie z imionami - tego było dla mnie za dużo.
W tej części autorka strasznie długo kazała nam czekać na jakąkolwiek akcję. Dopiero pod koniec porządnie się wciągnęłam w książkę. Jednak to była końcówka.
Główna bohaterka nie pamiętała Kosty, a raczej Aleksandra. Przyznam, że to jej wahanie doprowadzało mnie do szału. Z jednej strony bardzo jej się podoba, a z drugiej nie chce z nim być. Po chwili daje mu szansę, żeby od niego uciec. 🙈
Co do zakończenia, nie spodziewałam się takiego rozwiązania. Tu muszę stwierdzić, że autorka mnie zaskoczyła. Choć sądziłam, że finał będzie bardziej WOW.
Oczekiwałam, że drugi tom powali mnie na kolana zwłaszcza, że pierwszy, będący debiutem tej pisarki, bardzo mi się podobał.
Moim zdaniem, ta część okazała się przekombinowana. Odniosłam wrażenie, że było dużo pomysłów na tę książkę i połączenie tego wszystkiego w całość, niestety nie wypadło najlepiej.