Powieść Jennifer Hillier całkiem niedawno opanowała Instagram i wciąż dość często wyskakuje z różnych stron. Ja również miałam przyjemność/nieprzyjemność ją przeczytać. Z racji tego, że fabuła z pewnością jest Wam dobrze znana, nie będę się nad nią pochylać, przejdę od razu do rzeczy😊
Na LC powieść "Małe sekrety" dostała ode mnie tylko 5/10. Nie była to tragiczna książka, ale nie był to też thriller roku, półrocza, kwartału, ani nawet thriller listopada. Z kilku prostych przyczyn. Po pierwsze książka mnie w ogóle nie wciągnęła. O ile rozumiem, że w wielu przypadkach przez kilkanaście czy kilkadziesiąt początkowych stron trzeba przebrnąć, o tyle tutaj brak akcji ciągnął się przez ponad 200 stron. Przydługie opisy o przysłowiowej "dupie Maryny" ciągnęły się niemiłosiernie, a jakiekolwiek wydarzenia, które sprawiły, że nie chciałam już odkładać książki, zaczęły się praktycznie pod jej koniec. A wyobraźcie sobie, ten tytuł ma ponad 400 stron. Co więcej... Marin Machado to bardzo męcząca bohaterka. Oczywiście, jest kobietą, kobietą, która straciła dziecko i to nie byle jakie, bo było wymodlone, starała się o nie z mężem przez długi czas. Jednak było w niej coś takiego, co w ogóle nie sprawiło, że chciałam się z nią utożsamić, nie było takiego porozumienia pomiędzy głównym bohaterem a czytelnikiem. Marin z biegiem wydarzeń podejmowała niezbyt ciekawe i racjonalne decyzje. Całkowicie się pogubiła, co z jednej strony jest zrozumiałe, ale z drugiej wywołało u mnie obrzydzenie i konsternację. Odnośnie samego zakończenia, muszę powiedzieć, że chyba z nudów wpadłam na rozwiązanie zagadki.
Na plus tej książki przemawia fakt, że pomiędzy tymi opisami niczego znalazło się sporo przemyśleń bohaterki, choć nie zawsze korzystnie wpływających na jej wizerunek.
Dodatkowo autorka ma ciekawy, lekki styl, dzięki czemu czytanie idzie w miarę szybko. Co do samego przeczytania - ani nie polecam, ani nie odradzam, gdyż widziałam, że sporej części instagramowej społeczności ta książka się podobała 😊 i o ile rozumiem pojęcie thriller psychologiczny w kontekście książek Wojciecha Chmielarza, o tyle tutaj bardziej pasuje mi stwierdzenie "dramat psychologiczny". Chyba czas stworzyć całkiem nowy gatunek, gdyż tego rodzaju książek pojawia się coraz więcej 😊