Dosłownie nie mogłam się doczekać tej książki bo opis fabuły bardzo przypomina moje ulubione „10 blind dates”. Przyjaciółka Kate zakłada jej konto na portalu randkowym, który organizuje nietypowe wydarzenie. Gwarantuje znalezienie miłości przed Bożym Narodzeniem i organizuje 12 randek z przypisaną na podstawie algorytmu parą. Mam z tą książką jeden zasadniczy problem- bardzo podobała mi się fabuła, ale styl pisania autorki już niekoniecznie. Anegdot było tak dużo, że nie mogłam skupić się na akcji. Podobnie jest z niepotrzebnymi, rozległymi opisami. Przykładowo w sytuacji, w której chłopak spóźnia się na randkę i ostatecznie wystawia główną bohaterkę narrator nagle wyskakuje ze wstawką z historią miasteczka (i to wcale nie krótką). Mam wrażenie, że dosyć często się to zdarza debiutantom. Pomijając ten aspekt książka naprawdę mi się podobała. Była przewidywalna bo już od 30 strony domyślałam się zakończenia, ale zupełnie mi to nie odebrało zabawy z czytania. Ma w sobie taki małomiasteczkowy klimat, gdzie każdy wie wszystko o wszystkich, a ja bardzo lubię ten motyw. Podobało mi się też pokazanie wyjątkowej pracy głównej bohaterki, która jest jednocześnie jej pasją (tworzy materiały). Książka ma w sobie też to, co jest dla mnie najważniejsze w pozycjach tego typu, czyli cudowny świąteczny klimat. Co więcej, na końcu znajduje się dodatek z przepisami świątecznymi nawiązującymi do fabuły. Oceniam na 4/5 gwiazdek.
Jedna kobieta. Dwunastu kandydatów na wymarzonego partnera. Czy coś może się nie udać?
Kate jest przekonana, że nie potrzebuje do życia faceta. Zwłaszcza że zasypane śniegiem, senne miasteczko Blexford w Anglii nie obfituje w potencjalnych kandydatów. Poza tym po co jej ukochany, jeśli spełnia się, zawodowo projektując tkaniny i hobbystycznie piekąc ciasta do kawiarni?
Pełna dobrych chęci przyja...