Trzeci tom serii "Z mgły zrodzony" to iście mistrzowski finał! Nie spodziewałam się tak świetnej konkluzji tej niesamowitej historii. A zakończenie rzuciło mnie na kolana. Po prostu mnie rozwaliło.
Historia Vin i Kelsiera zaczęła się epicko, ale jak może zauważyliście dość mocno zwolniła w drugim tomie, by potem akcja mogła na nowo rozwinąć się w coś wielkiego w finalnym tomie. "Studnia Wstąpienia" przygotowała solidne podwaliny na genialne zakończenie trylogii, rozszerzając znacznie naszą wizję tamtego świata i jego historii. I choć było bardzo dobrze, można momentami było odczuć, że w pogoni za informacjami historia lekko straciła tempa.
"Bohater Wieków" zaczął się jednak już z większą pompą, od razu rzucając nas w środek akcji, a w drugiej połowie wszystko stało się po prostu epickie. Czułam, że naprawdę toczy się wielka walka. Że to coś ważnego. Napisane z rozmachem i pełne emocji cudne zwieńczenie trylogii. Popłakałam się przy ostatnich rozdziałach. To było coś.
Książce mogę bezsprzecznie dać 10/10! Dawno nie czułam tylu emocji i tak bardzo nie wciągnęłam się w żaden świat. Vin, Elenda ani Kelsiera na pewno szybko nie zapomnę. To zdecydowanie nie jest moje ostatnie spotkanie z twórczością Brandona Sandersona!
Zabicie Ostatniego Imperatora, by obalić Ostatnie Imperium, było właściwym krokiem, prawda? Wraz z powrotem zabójczej formy wszechobecnych mgieł, wzmagającymi się opadami popiołów i coraz potężniejszymi trzęsieniami ziemi, Vin i Elend zaczynają mieć wątpliwości. Przed wieloma laty Zniszczeniu – jednej z pierwotnych istot, które stworzyły świat – obiecano prawo do unicestwienia wszystkiego, co ist...