"Kwiaty na poddaszu" to mocno kontrowersyjna, przygnebiająca powieść. Jej amerykańska autorka przyznaje już na wstępie że powiela styl pisania Charlesa Dickensa. Nie sposób się z tym nie zgodzić pod względem przedstawiania postaci i konstruowania akcji jest to kopia. Ale nie w tym tkwią kontrowersje. Opisana jest tu miłość kazirodcza, wujka z bratanicą, której owocem jest czwórka dzieci. Wujek Christopher Edgar Foxworth kochał bratanicę miłością piękną, czułą, delikatną i przedstawiany jest w samych superlatywach. Dla mnie jest to niesmaczne. Na tym wszystkim cierpi czworo dzieci. Po tragicznej śmierci ojca z powodów ogromnych długów ich rodziców trafiają do monstrualnych rozmiarów domiszcza, tam zamknięte, odgrodzone od pięknego swiata i katowane przez babkę, niewiarygodnie cierpią.
Czytając książkę często odczuwałem ogrom cierpien tych niewinnych dzieci.
Mamy średnio szczegółowe opisy. Akcja toczy się raczej powoli, a sceny są dosyć dlugie.
Możemy znaleźć tu trochę dosyć ciekawych mądrych stwierdzeń.
Po tragicznej śmierci ojca w wypadku samochodowym czwórka rodzeństwa Dollangangerów i ich matka zmuszeni są szukać pomocy u dziadków. Ci niezwykle bogaci starzy ludzie, mieszkający w ogromnym domu, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zamieszkuje w pomieszczeniach na poddaszu, kt...