Zacznę od tego, że sięgając po obszerniejsze książki, zawsze stwierdzam, że dużo czasu zajmie mi jej przeczytanie. Bo wiem, że będzie dużo opisów, i że akcja książki będzie toczyła się bardzo powoli. Jednak ta książka to był wyjątek. Już od pierwszych stron sprawiła, że coś mnie do niej przyciągało.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i na pewno nie ostatnie.
W tej książce mamy możliwości poznania historii Nowej Zelandii, kultury Maorysów, ich wierzeń, zwyczajów. I muszę przyznać, że bardzo przyjemnie to się czytało, mimo iż nie przepadam a dużą ilością opisów, to w tej książce to mi kompletnie nie przeszkadzało. A zwłaszcza, że wiele wydarzeń i osób jest opartych na faktach.
Ta książka uświadomiła mi jak wiele się zmieniło. Przerażające jest to, że kiedyś kobieta nie miała prawa głosu i nie mogły być mądrzejsze od mężczyzny. Małżeństwa nie były zawierane z miłości a partnera na całe życie wybierali rodzice.
Historia ta ukazuje też, że często mamy klapki na oczach i ślepo dążymy do naszego celu nie widząc tego, co nas otacza. Warto jest tez czasem sięgnąć po pomoc i skorzystać z czyjejś rady, bo może się okazać, że możemy nie mieć racji.
Główne bohaterki Ida i Cat pokazują, jaką siłą dysponuje płeć piękna. Mimo przeciwnościom losu, zawsze po upadku się podnoszą i idą pod wiatr.
Mi osobiście bardzo podobała się postać Karla. Młody mężczyzna, któremu nikt nie wróżył świetlanej przyszłości. A okazuje się ze wystarczy chcieć a marzenia mogą się spełnić. Cierpliwie dążył za swoimi celami i znacznie lepiej poradził sobie w nowym kraju, niż reszta jego sąsiadów z niemieckiej wsi.
Muszę przyznać, iż książkę uważam za świetną. Mimo iż trochę czasu zajmuje jej przeczytanie, bo ma ponad 850 stron, to to nie był stracony czas. Wiec naprawdę, jeśli tego typu książki was interesują to gorąco polecam. A ja mam nadzieję ze uda mi się przeczytać jeszcze kolejne dwa tomy z tej serii.